Oczami Victorii
Chłopak w którym jestem tak bardzo zakochana zaproponował mi udawanie jego dziewczyny! Właściwie to tylko przez ślub i wesele, ale to i tak dobrze, bo będę tak blisko niego.
By nie było to zbyt podejrzane przystaliśmy na te rzeczy: buziaki w policzek, przytulanie się, trzymanie się za ręce, aaa i jeszcze tańce dla zakochanych.
A jedną z najgorszych rzeczy że muszę poznać jego rodzinę, jako dziewczyna Louisa.
Umówiliśmy się z Lou że następnego dnia pojedziemy kupić mi sukienkę. Problem polega na tym że papsy, zaraz coś wywęszą.
Ughh, dopiero teraz sobie zdaje sprawę że to był tak idiotyczny pomysł. Udawć dziewczynę Tomlinsona, tym samym zdając się na pożarcie Directioners, no ale jakich głupot nie nie robi z miłości?
Od: Louis x
Pamiętaj o zakupach dzisiaj, moja girlfriend. xx
Do: Louis x
Jasne mój boyfriend. xxx
Awwwww, pisze do mnie 'girlfriend'. Szkoda że tylko, to jest 'na niby'.
Od: Louis x
Tęsknie... Jeszcze dwie godziny.
Ps. Pamiętaj że jutro już jedziemy do Doncaster :) xx
Do: Louis x
Nie zapomniałambym o tak ważnej rzeczy, pfff.
Wysłałam ostatniego SMS-a i poszłam przyszykować na zakupy.
Po umyciu się i wysuszeniu, ubrałam się w zwykłe jeansy i ciepłą bluzę. Lekki makijaż również był gotowy. No to teraz trzeba tylko czekać na Louisa.
Jak na zawołanie drzwi wejściowy otworzyły się ze skrzypnięciem. Muszę przyznać Loui ma świetne wyczucie czasu.
- Hejka, gotowa już jesteś?
- Jasne, możemy już jechać? Bo wiesz jutro jedziemy do Doncaster. - dodałam.
Chłopak oczywiście zgodził się na moją propozycję, więc po chwili siedzieliśmy w Range Roverze.
- Lou? A co będzie gdy rozpoznają ciebie? Albo co gorsza pomyślą że jesteśmy parą tak na serio? - spytałam z przerażeniem.
Nie chcę by media myślały że to prawda. Ja mu tylko pomagam, bo jest moim przyjacielem, a nie chłopakiem!
- Eeee... No wiesz coś wymyślę. - zająkał się.
- Ty idioto jeden! Nie pomyślałeś że paparazzi napwno zrobią nam zdjęcia?! - wrzasnełam.
- Zachowaj spokój, bo już jesteśmy pod galerią.
Faktycznie, staliśmy pod jedną z większych galerii w Londynie.
Z przymusu wzieliśmy swoje fullcapy. Mimo że śnieg już się roztopił wcale nie było ciepło, wręcz przeciwnie zbierało się na deszcz.
Chociaż nie sądze by czapki nam się przydały. Na 100% ktoś rozpozna Louisa. Kto by nie rozpoznał Louisa Tomlinsona, którym ma tak zajebisty głos i dlatego śpiewa w One Direction? Chyba tylko jakiś fan ( bo raczej nie fanka, no ale różnie to może być) rapu.
Wyszliśmy z Range Rovera i skierowaliśmy się w stronę budynku. Trochę krępujące było to że dwie nastolatki pokazywały nas sobie palcami, a to oznaczało jedno. Rozpoznały nas!
- Louis, one chyba cię zobaczyły, bo pokazują na nas. - szepnełam do chłopaka.
- O cholera. - zaklną pod nosem. - Chodź szybko, zanim zbierze się tłum.
Pospiesznie weszliśmy do pierwszego sklepu w którym mogliśmy kupić w miarę eleganckie sukienki.
Oglądaliśmy dosłownie każdą sukienkę która mogła się nadawać. Byliśmy we wszystkich sklepach. Ale nie. Żadna sukienka nie spełniała wymagań. No chociaż nie, jedna była całkiem okey. Nie kupiłam jej bo myślałam że znajdę coś bardziej odpowiedniego.
- Ugh, Lou my chyba nie znajdziemy lepszej niż ta w pierwszym sklepie. Chyba musimy po nią wrócić. - mruknęłam.
- Mówiłem ci że jest fajna, ale ty stwierdziłaś że 'znajdziemy lepszą' - burknął. - A teraz mi nogi odpadają. No ale okoliczności, rozkazują mi tam wracać.
Pisnełam uradowana, nie będę musiała iść w mojej beżowej sukience.
Gdy tylko doszliśmy do sklepu, rzuciłam się na wieszak na którym wsila brzoskwiniowa sukienka. Naprawdę wyglądała świetnie!
Jako że już ją przymierzałam, odrazu podeszłam do kasy. Eksedientka zrobiła swoją powinności, ale kiedy powiedziała cenę do zapłaty (400 funtów), Pan Louis Bogacz Tomlinson wyciągnął swój portfel i zapłacił za mnie (!).
Nie chcę by starał się zaimponować mi swoim hajsem. Nie jestem laską która leci na forsę.
- Jeszcze raz za mnie zapłacisz czy coś w tym stylu, to zobaczysz! - warknęłam w stronę Tomlinsona.
On jednak nic sobie nie robiąc, śmiał się w najlepsze. Grrr on i to jego przesadne poczucie humoru.
- Victoria, mam do ciebie ogromną prośbę. - powiedział kiedy staliśmy pod moim domem. - Odrazu idziesz spać, bo jutro rano wyjeżdżamy do Doncaster.
***
8:23. A już o 9 mamy jechać do Doncaster. O kurwa!
Zerwałam się z łóżka by się ubrać. Założyłam czarne legginsy i szarą bluzę "FREE HUGS". Miałam jeszcze zamiar umyć włosy, ale wolałam nie zaryzykować jechania z mokrymi włosami w listopadzie.
Na szybko zrobiłam sobie śniadanie. Tym razem odpuściłam sobie coś zdrowego i przyżądziłam płatki na mleku.
Po skończonym jedzeniu, wziełam torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami, zgarnełam po drodze kurtkę i załozyłam buty.
Przed bramą stało już auto Tomlinsona. Odrazu weszłam do środka.
- Masz szczęście! Już miałem iść po ciebie. - mruknął.
Faktycznie już była równo 9:00.
- Nie marudź tylko jedź. - ponagliłam go.
Ruszyliśmy z piskiem opon, jak narazie mieliśmy szczęście i nie zatrzymała policja. Szanse na to że nas nie nagrodzą mandatem są znikome.
- Louis opowiesz mi coś o swojej rodzinie? - zapytałam cicho.
Chłopak odrazu się uśmiechnął ma prośbę, opowieści o rodzinie.
- Mam aż 4 siostry, a moja mama jest w ciąży z, drugimi już bliźniakami. Więc widzisz moja rodzina jest całkiem spora. - ciągle miał uśmiech wymalowany na twarzy. Jednak zaraz zszedł mu. - Mój ojciec zostawił mnie kiedy miałem kilka dni. Ja nigdy nie dostawie swojego dziecka. Już sobie to obiecałem i nie zamierzam obietnicy złamać.
- Ohh, przykro mi Louis. Nie chciałam. - wyszeptałam, kładąc rękę na jego ramieniu.
- Nic się nie stało. - znowu się uśmiechnął tym swoim uśmechem.
Nie wiem jak długo jechaliśmy. Godzinę może dwie?
Kiedy mineliśmy tabliczkę "WITAMY W DONCASTER", zaczęłam się bać spotkania z rodziną Louisa.
- Louis, boję się że twoja rodzina mnie nie polubi jako twoją dziewczynę, a jesteśmy tylko przyjaciółmi. - wydusiłam w końcu.
- Nie martw się. Napewno cię polubią. - uśmiechnął się.
Jednak słowa Louisa wcale mnie nie uspokoiły.
- To tutaj. - powiedział zadowolony, wskazując na dom z czerwonej cegły.
Nawet zewnątrz wyglądał rodzinnie. Na podwórku stała trampolina i porozrzucane zabawki, a nawet wyciągnięte już sanki.
Wyszliśmy z pojazdu i skierowaliśmy się w stronę drzwi. Wdech, wydech, wdech i wydech, przecież to nic strasznego.
- Spokojnie, nie martw się. - poradził Lou.
Zaraz kiedy weszliśmy do środka usłyszelismy pisk, i do środka wpadły dwie identyczne dziewczynki. To są zapewne te bliźniaczki.
- Louis! Nareszcie jesteście! - pisneły jednocześnie.
- Cześć! Tak się bardzo za wami stęskniłem! - przytulił je obydwie
Tommo złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę (zapewne) salonu. Stała tam już cała rodzina Louisa.
Kobieta w ciąży była zapewne mamą Tomlinsona, a facet który ją obejmował zgaduje że był ojczymem.
Obok stały siostry chłopaka. Były bardzo do siebie podobne, jednak nie były bliźniaczkami. Wyższa z nich była blondynką i wyglądała na jakieś 15-16 lat. Druga była brunetką, awyglądała na 13-14 lat. Obydwie były bardzo podobne do Louisa.
- Victoria Smith. - uśmiechnełam się i podałam rękę mamie Louisa.
- Jay. - odwzajemniała uściski.
Następnie podeszłam do ojczyma Louisa.
Nastała kolej na siostry chłopaka.
- Charlotte, ale mów do mnie Lottie. - powiedziała blondynka.
- Fèlicite albo po prostu Fizzy. - następnie przywitała się brunetka.
- A to są Pheobe i Daisy. - przedstawił mi je Louis, ponieważ nieco się wstydziły.
Teraz stwierdzam że nie miałam czego się bać, familia Tomlinsowów jest bardzo miła.
- To jak się poznaliście? - zaczeła trudny temat Jay.
- Vic jest naszą sąsiadką, mogę stwierdzić że to była miłość od pierwszego wejrzenia. - uśmiechnął się do mnie, obejmując mnie ramieniem.
- Naprawdę cudownie razem wyglądacie! - westchneła Lottie.
- Dziękujemy. - odparłam, po czym odrazu poczułam wypieki na twarzy.
Dalsza rozmowa kręciła się wokół mnie, Louisa i naszej przyszłości. To chyba było najgorsze. Trochę się plątaliśmy w tym co mówiliśmy, no ale w końcu końców jakoś z tego wybrneliśmy.
- Mamo, jesteśmy z Victorią bardzo zmęczeni. Pójdziemy już spać. Dobranoc. - ostatnie powiedzielismy jednocześnie.
- Oczywiście. Dobranoc, dobranoc. - powiedziała pogodnie mama Lou
Wstaliśmy z kanapy i ruszyliśmy w stronę schodów. Oczywiście Tommo nie zamierzał puszczać mojej ręki. Udawanie na całego!
Na lewo od schodów był pokój z zawieszką "BOO BEAR".
- Boo Bear? - zaśmiałam się cicho.
- Mama uwielbia mnie tak nazywać. Nie zdziw się kiedy jutro będzie tak mówić. - westchnął ze śmiechem.
Weszliśmy do środka. Wyglądało bardzo przytulanie. Regał z książkam, pianino, biurko i pod ścianą łóżko. Pod sufitem wisiały dwa modele samolotów. Typowe męskie królestwo.
- Umiesz grać? - spytałam wskazując na instrument.
- Oczywiście! - odparł, siadając na krzesełko obok pianina.
Zaczął grać " Over Again". Wyszło mu cudownie!
- To było takie... takie niezwykłe.
- Ma się ten talent. Nie chcę nic mówić, aleee chyba musimy już iść spać. Jutro zwiedzamy Doncaster!
Zgodnie z poleceniem Louisa, położyliśmy się na jego łóżku. Było ono dość ciasne jak na nas dwoje. Założę się że rano jedno z nas obudzi się na podłodze.
Jeszcze zanim usnełam poczułam jak Boo obejmuje mnie w tali, przyciągając do siebie.
Błagam Louis nie rób mi tego. Ja cię kocham! Nie pozwól mi myśleć że ty też mnie kochasz. Oboje wiemy że to nie prawda.
***
Jeej! Chyba się wyrobiłam :D Nie za bardzo podoba mi się scena z rodziną Louisa. Trochę dziwnie wyszła :p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz