piątek, 27 maja 2016

Rozdział 7

     "Dziewczyny są takie same na całym świecie, czyż                                   nie? Wszystkie piękne!"

                                                    - Liam Payne


Oczami Victorii
Impreza skończyła się że wszyscy się upili i poszli spać. Każdemu dałam pokój do spania. Właściwie to prawie każdemu. Louis zasną na sofie w salonie, a sen akurat to ma dość mocny. Lekki też nie jest, więc został w salonie. Znaczy tak mi się wydawało.
Westchnełam patrząc na Louisa który najwyraźniej obudził się w nocy i przydreptał do mnie.
   - Loui? Ty znowu tutaj? - spytałam, szturchając go delikatnie w żebra.
   - Godny jestem Vicky. Zrób mi śniadanie. - jęczał chłopak.
   - Jeśli mi pomożesz to oczywiście! - postawiłam ultimatum.
Wyszłam z sypialni by zażyć szybkiego prysznica. Przebrałam się jeansy i luźną bluzę z długim rękawem.
Szrzerze? Nie nie sądziłam że Louis wstanie pomóc przygotować mi śniadanie. Więc gdy weszłam do kuchni mile się zaskoczyłam.
   - To co chcecie na śniadanie? - powiedziałam z myślą o chłopakach którzy obecnie spali z powodu kaca. Chyba tylko Liam spał z lenistawa, bo nie mógł nic wypić ze względów zdrowotnych.
   - Omlety z czekoladą i owocami! - niemal wykrzyknął.
Zaśmiałam się pod nosem, otwierając lodówkę i wyjmując odpowiednie składniki. Słysząc dzwonek u drzwi pośpiesznie położyłam produkty na stole.
   - Lou, pokroisz owoce? Ja pójdę otworzyć. - poleciłam.
Brunet przytaknął a ja podeszłam do drzwi. Po uchyleniu ich doznałam szoku. To było po prostu niemożliwe!
   - Eric,co ty tu robisz? - warknęłam.
Tak ten Eric z domu dziecka.
   - Kto to?- burknął wskazując palcem na Louisa.
   - Louis, mój przyjaciel. - powiedziałam zamykając za sobą drzwi, by uniemożliwić dalsze podsłuchiwanie Louisowi. On nie może wiedzieć że jestem z domu dziecka!
   - Ładnie się tak ludziom w związki wpierdalać?! - powiedział chłodno.
Nie za bardzo zrozumiałam intencje chłopaka.
   - O co ci chodzi? - mruknęłam zniesmaczona.
   - Nie tyka się cudzych facetów. - warknął. - Jeszcze oboje pożałujecie.
Po ostatnich słowach natychmiastowo opuścił moją posesję. Moje myśli były dość mieszane. Cudzych facetów? Pfff. Czyżby chodziło mu o byłą Louisa? Eleanor?  Możliwe że o nią, ale napewno pomylił adres.
   - Kto to był? - usłyszałam głos Louisa.
   - Stary kumpel. - skłamałam. A co może powinnam powiedzieć że to chłopak z domu dziecka?
   - A jesteśmy przyjaciółmi? - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
   - Tak mi się jakoś powidziało. - bąknełam, czując że na moich policzkach pojawiają się szkarłatne plamy.
   - No wiesz... - zaczął. - Zawsze możemy nimi zostać. Nawet teraz! - dokończył z entuzjazmem.
   - Propozycja przyjęta! - zaśmiałam się wyciągając rękę w geście porozumienia. Mój nowy przyjaciel zrozumiał o co mi chodziło i odwzajemnił gest.
Przez chwilę przyglądaliśmy swoim tęczówkom. Przyznam że Lou ma naprawdę cudowne oczy!
   -Śniadanie już gotowe? - przerwał nam Liam, który wbiegł do kuchni.
Oboje się nieco zmieszaliśmy. Próbując to ukryć odsuneliśmy się od siebie.
   - Tak. Zwołaj resztę chłopaków. - mruknął Tomlinson.
W ciszy podaliśmy do stołu, przygotowane przez nas omlety. Po skończonym śniadaniu chłopcy musieli iść do studia.
Spokój nie trwał długo, gdyż ktoś głośno dobijał się do drzwi. Chcąc, niechcąc wstałam i podreptałam do drzwi.
Poraz kolejny na mojej twarzy wymalowało się ogromne zdziwienie. Jeśli dobrze mi się wydaje stała przede mną Eleanor Calder. Była dziewczyna Louisa. Tylko co ona tu robi?
   - Co tu robisz? - szepnełam.
Brunetka nic nie odpowiedziała, tylko weszła wewnątrz domu.
   - Co tu robisz? - powtórzyłam pytanie, ale poraz kolejny nie dostałm odpowiedzi.
Dziewczyna chodziła po całym salonie, przyglądając się każdej napotkanej rzeczy. Przyglądałam się jej z lekkim zdziwieniem.
   - Vicky, sorry że przeszkadzam ale... - usłyszałam głos Louisa, który w magiczny sposób pojawił się w salonie. Jednak nie dokończył, gdyż zobaczył stojącą obok okna Eleanor.
   - Wiedziałam, że przyjdziesz do tej zdziry! I to dlatego nie chciałeś się spotkać?! - wykrzyknęła sztynka, gdy tylko spostrzegła Louisa.
Chłopak był najwyraźniej dalej w szoku, bo przyglądał się całej sytuacji z otwartymi ustami.
   - Wyrażaj się Eleanor. - warknął Lou, który najwyraźniej przypomniał sobie jak się mówi.
   - Ja mam być opanowana kiedy spotykasz się z inną laską?! - krzyknęła.
   - Nie jesteśmy razem. - powiedział lodowatym tonem. - I nigdy nie będziemy. Bo to nie ja przespałem z Bieberem!
Nie wiedziałam jak zareagować na ich kłótnię, dlatego stałam z boku jak słup soli.
   - Louis, ale nie możesz się spotykać z jakąś, pierwszą lepszą dziwką! Ona nawet nie jest aktorką czy modelką! - wrzeszczała Calder.
   - Nie jesteśmy razem. - wtrąciłam, na co dziewczyna zmroziła mnie wzrokiem.
   - Najlepiej będzie jak wyjdziesz. - Tommo wskazał palcem na drzwi.
Eleanor zabiła wzrokiem raz mnie, raz Louisa. W końcu postanowiła odpuścić i zapewne pognać na jakąś sesję.
   - Kiedyś byłeś inny Lou. - były to ostatnie słowa El, jakie usłyszałam.
Ale co to miało znaczyć? Kiedyś byłeś inny? Czyli jaki? Tak samo wredny jak ona? O co w tym wszystkim chodzi?
   - Victoria, ja naprawdę cię przepraszam za El. Nie wiem po co tu przyszła. Przykro mi. - wydukał.
   - Nie ma problemu. - mruknełem. - A tak wogule to po coś przyszedłeś?
   - Taak, po bluzę. - powiedział biorąc ubranie, któremu przed chwilą przyglądała się Calder. - Mieliśmy próbę, no a listopad najcieplejszym miesiącem nie jest, a i krótki rękaw nie jest odpowiedni. Będę już iść, bo mamy mnóstwo pracy przed trasą koncertową. Cześć! - powiedział wychodząc z domu.
Kolejną samotność tego dnia, postanowiłam wykorzystać w inny sposób niż leżenie na kanapie przed telewizorem, a mianowicie poszukać jakiegoś dobrego klubu piłkarskiego. Moje warunki fizyczne były dobre, więc z dostaniem się nie będę mieć większych problemów.
Przeglądając strony internetowe moją uwagę szczególnie przykuł Klub Sportowy Atletico Londyn. Jak na Anglię a wogule, jak na Wielką Brytanię oferta była bardzo atrakcyjna. Pensja dość dobra a pozycja klubu w lidze jest wysoka.
Zadzwoniłam do nich tuż po przeczytaniu wszelkich informacji.
   - Halo, tu KS Atletico Londyn. W czym mogę pomóc? - usłyszałam głos po drugiej stronie słuchawki.
   - Z tej strony Victoria Smith. Czy oferta nadal jest aktualna? - wydukałam.
   - Oczywiście. Jeśli jest pani zainteresowana to zapraszamy do biura.
   - Tak, jestem. Będę tam jeszcze dziś. Do widzenia. - zakończyłam.
Byłam bardzo podekscytowana. Czy to co właśnie oznacza że już prawie mam tą pracę?! Mam nadzieję... Boże ile bym ja teraz dała by to wszystko nie okazało się wymysłem mojej chorej wyobraźni.


***
Znowu dłuuugo musieliście czekać więc przepraszam.
Do następnego!:)

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 6

          "Nigdy nie żyj w obawie przed śmiercią."


                                               -Zayn Malik


Victoria otwórz te cholerne oczy! Mój mózg domagał się uniesienia powiek, ale to proste polecenie wydało mi się nie wykonywalne. 
Mimo że nic nie widziałam, doskonale wiedziałam gdzie jestem. W szpitalu... Taaak jestem tu nie pierwszy raz. To już kolejny raz kiedy mogę podziękować moim kochanym rodzicom. 
Tą dziwną pustkę życia we mnie przerwało ciepło czyjejś dłoni. Była znacznie większa od mojej. 
Ciekawość by sprawdzić kto mnie odwiedził była silniejsza od stanu w jakim się teraz znajduję. Uniosłam delikatnie powieki. Oślepiająca biel drażniła moje oczy, ale nie dam tak łatwo za wygraną.
Zetknęłam na osobę która wybudziła mnie ze "snu". Był to przystojny chłopak o czekoladowych oczach i jasnobrązowych włosach.
Ja już gdzieś widziałam.. Na pewno go znam.. Już wiem! To Liam Payne! Tak, wszystkie wspomnienia wróciły.
   - Liam to naprawdę ty?
    - Tak. - zaśmiał się. - Jak się czujesz? Louis cię tu przywiózł bo zemdlałaś.
Pamiętam że zemdlałam ale żeby odrazu do szpital jechać?!
    - Już wszystko w porządku. Wiesz może kiedy wychodzę? - zagadnęłam.
    - Louis powiedział że dopilnuje by wypuścili cię dopiero wtedy kiedy na pewno wszystko będzie dobrze. - powiedział wesoło.
Że co niby?! Niech sobie nie wyobraża że będę tu leżeć przez kilka dni.
    - Li? Mógłbyś przyprowadzić Louisa? - spytałam.
W odpowiedzi kiwnął głową i wyszedł z sali. Po chwili w drzwiach staną Lou. Usiadł na krzesełku zajmowanym dopiero przez Liama.
    - Jak się czujesz? Mam nadzieję że już lepiej, ale nadal jesteś blada.
    - Dobrze ale mogło być lepiej. Dla twojej wiadomości nie zostaję w tym więzieniu. I dziś wracam do domu. - warknęłam.
Sztyn przypatrywał mi się z szeroko otwartymi oczami.
    - Victoria, nie możesz tak sobie wyjść! - krzyknął.
Ohhh niech nie prawi mi teraz morałów.
    - Owszem mogę. I zrobię to nawet teraz! - wydarłam się, wciskając czerwony guzik który miał na celu przywołanie lekarza.
    - Vic ja cię ostrzegam. Będziesz żałować swojej decyzji. - powiedział nieco spokojniejszym tonem.
Nie zdążyłam powiedzieć nic Louisowi, bo do sali wparował siwy męszczyzna po 50-siątce. Zapewne był to lekarz.
    - Czego pani chciał? - zapytał chamskim głosem.
    - Chcę mojego wypisu. I to jak najszybciej! - powiedziałam chłodno.
Lekarz popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
     - Ale nie jest pani w najlepszym stanie. - odezwał się powoli.
Śmieszny jest ten cały doktor. Nie zostanę tu i koniec!
     - Nie obchodzi mnie to. Chcę jak najszybciej mój wypis. Lou możesz zawołać Liama? - zwróciłam się do szatyna.
Rzucił coś w stylu 'jasne' i wyszedł. Siwy facet również opuścił pomieszczenie, by przygotować wypis.
Leżałam w samotności przemyślając całą tą sytuację. Nie powinnam się wydzierać na Lou, ale to moje życie i nie będzie za mnie wybierać.
Mój wzrok padł na wejście do pokoju. Satało w nich dwoje moich znajomych. W skrócie mówiąc Liam i Louis.
   - Li odwieziesz mnie do domu? - zwróciłam się do wyższego z nich.
   - Sorry, ale nie mogę. - uśmiechnął się lekko i bez przekonania, wskazując na szatyna.
Louis uśmiechnął się złośliwe pokazując że to on wygrał.
   - Louis! Ty idioto! Jak mogłeś?! Przecież wiesz że tu nie zostanę!
Może Loui nie wiedział o mojej panicznej fobi przed szpitalem. Ale wiedział to że nie chcę tu zostać.
   - Ostrzegałem że cię stąd tak łatwo nie wypuszczę? Ja nie rzucam słów na wiatr kochana! - zawołał triumfalnie.

Oczami Louisa
Widząc zmęczona twarz Victorii postanowiliśmy z Liamem wyjść na korytarz. Podeszliśmy do reszty zespołu i opadliśmy na plastikowe krzesełka.
   - I jak z nią? - zapytał wkońcu Zayn.
   - Obudziła się, ale rozmawiałem z lekarzem mówi że kiedyś miała poważny uraz głowy a teraz są powikłania. - westchnęłem.
Wpatrywałem się w podłogę dopóki nie zadzwonił mój telefon. Zrobiłem duże oczy gdy zobaczyłem kto dzwoni.
   - Halo?
   - Cześć Louis. Myślałam że nie odbierzesz... - usłyszałem w słuchawce.
   - Eleanor, nie mogę gadać. Jestem u Victorii w szpitalu.
   - A możemy się spotkać? - mruknęła obrazonym tonem.
Nie wiem czy to dobry pomysł... ale może mi wyjaśni o co wtedy chodziło.
   - Ok. Za 10 minut w Starbuksie. - zakończyłem rozmowę.
Moi przyjaciele przypatrywali mi się ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy.
   - Eleanor dzwoniła? - zaptał z troską w głosie Harry.
   - Tak, chce mi wszystko wyjaśnić. Ale ja nie wiem czy umiem jej wybaczyć. - mruknełem. - Jak Vicky poczuje się lepiej to dzwońcie.
Starbucks był blisko więc nie zamawiałem taksówki i przeszłem się spacerkiem.
Wchodząc do kawiarni odszukałem wzoriem Calder. Siedziała przy stoliku który był naszym ulubionym.
   - Cześć. O czym chciałaś rozmawiać? - rzuciłem oschle.
   - Louis, kochanie...
   - Nie mów tak do mnie!
   - Ja naprawdę nie chciałam. To był jeden jedyny raz. - tłumaczyła się.
Zaraz pewnie zaraz zacznie ryczeć mi w ramię. Ale ja nie umiem jej wybaczyć. Chciałbym, ale nie mogę.
   - Louis, pójdziesz ze mną na zakupy? - spytała zalotnie.
   - Ok, muszę kupić kilka rzeczy.
Galeria była dosłownie kilka kroków obok, a w środku byliśmy po paru sekundach.
Przy pierwszym sklepie El znalazła czerwoną sukienkę.
   - Ładna? - spytała robiąc minę na jaką mnie namawiała na kupno nowych ubrań.
   - Całkiem spoko, jak myślisz spodoba się Victorii? - sytałem by ją zdenerwować.
   - CO?! TO DLA NIEJ MNIE ZOSTAWIŁEŚ?! - wolała szatynka.
   - Jakbyś zapomniała to ty mnie zdradziła. Sorry muszę już iść do szpitala. - mruknełem i ruszyłem w stronę wyjścia.
   - Louis! Nie zostawiaj mnie dla niej! - krzyczała za mną.
Nie zważając na nic wyszłem z galerii, kierując się w stronę szpitalu. Na korytarzu siedzieli moi przyjaciele i jakaś ładna dziewczyna. Dopiero gdy podszedłem bliżej zobaczyłem że tajemniczą kobietą jest Victoria.
   - Vic, natomiast na salę! - wołałem z daleka.
Na moje słowa cała piątka się zaśmiała.
   - Victoria miała dobre wyniki, a lekarz stwierdził że jak tak bardzo chce wyjść to może dziś dostać wypis. - wytłumaczył mi Horan, na co odetchnełem z ulgą.
   - Masz szczęście! - zwróciłem się do zielonookiej, na co zaśmiała się głośno. - To jak jedziemy świętować? - dodałem.

                                                        ***
Kolejny beznadziejny post. A dzisiaj znowu mam komunię i rano coś na szybko nabazgrałam i powstało coś takiego. :/
Jak myślicie czy Eleanor da tak łatwo za wygraną? :D

środa, 18 maja 2016

Rozdział 5

  "Niskie dziewczyna są słodkie, a wysokie seksowne."

                                                    - Harry Styles


   - Włącz telewizję. Zaraz wystąpimy. - powiedział do słuchawki Li.
Zrobiłam jak kazali. Po chwili na ekranie plazmy pojawiła się wiecznie uśmiechnięta piątka. Usiedli na małej kanapie. Jak oni się tam zmieścili?
Reporterka wyglądała jak typowa wymalowana laska, która leci na nadziane gwiazdy.
   - Dzisiaj witamy One Direction! - wykrzkneła a po sali rozniosł się okrzyk radości.
   - Może zacznijmy od tego, kiedy zaczniecie nową trasę?
   - 18 grudnia, potem wracamy 24 i 28 wracamy do koncertowania. - uśmiechnął się Loui.
Chłopcy zaczęli tłumaczyć jakie miasta kiedy odwiedzą. Zapamiętałam że będzie po Europie i trwać będzie 2 miesiące.
   - A może teraz najbardziej nurtujące nas pytanie. - powiedziała ta pusta lalunia. - Kim jest tajemnicza dziewczyna?
Moja opinia o niej spadła gwałtownie jeszcze niżej niż była. Czemu wszyscy chcą wpierdolić mi w MOJE życie?!
   - To Victoria. Nasza sąsiadka i przyjaciółka. - powiedzieli niemal jednocześnie.
   - A czy to nie przez nią nie rozpadł się wasz związek? - spojrzała na Louisa.
Głupia suka!
   - Ohhh, nie chcę pani obrazić, ale niech pani nie udaje głupiej. - rzucił kąśliwie Lou.
No brawo Louis! Tak trzeba!
Mina reporterki wyraźnie zrzedła, więc chłopcy postanowili zakończyć wywiad.

                                                             ***
Wsiadłam w białego mercedesa, kierując się w stronę Stree Cap. Czyli do mojej nowej pracy. Moja rola to było: zapisywanie zamówień i roznoszenie ich.
   - Dzień dobry. Ja dziś miałam zacząć pracę. Jestem Victoria Smith.
Starsza pani przyjrzała mi się dokładnie.
   - Tak, zgadza się proszę złożyć ten fartuch i może pani zaczynać. - powiedziała podając mi fartuszek.
Okropnie mi się nudziło, bo za wielkiego ruchu nie było.
Do pomieszczenia weszła ładna blondynka. Była dość niska, i od razu poznałam że dziewczyna będzie pracować w Stree Cap, ponieważ założyła podobny fartuch do mojego.
   - Cześć. - zamyślenia wyrwał mnie głos blondynki. - Jestem Stephanie Evans. Chyba nowa jesteś?
   - Cześć. Tak od dziś dopiero pracuję. Jestem Victoria Smith. - wyjąkałam.
Po krótkiej rozmowie zaprosiłam niebieskooką, do mnie na kawę.
Ilość klientów zwiększyła się około godziny 15. Na szczęście moja zmiana kończyła się o 16:00. Wykończona dzisiejszym dniem.
Czekanie na Stephanie strasznie mi się dłużyło. Nie wiedziałam co mam zrobić by zabić czas. A może ona mnie wystawiła?
Moje obawy rozwił dzwonek do drzwi. Na pewno nie byli to One Direction. Ta urocza grupa idiotów chyba nadal nie wie do czego służy ten przycisk koło drzwi.
Tak jak się spowiedziałam była to Stephanie.
   - Cześć. - przywitałam się. - Wejdź.
Blondynka wykonała moje polecenie i po chwili siedziała na kanapie. Teraz dopiero mogłam się przyjrzeć dziewczynie. Wysoka, niebieskokoa i do tego blondynka. Napewno już ją gdzieś widziałam!
   - Od dawna mieszkasz sama? - spytała nagle.
   - Nie. Niedawno skończyłam 18 lat i wyrowadziłam się od rodziców bo nie dogadywaliśmy się najlepiej.
   - Kłamiesz. - zwróciła się spokojnie.
Nie wiedziałam o co chodzi dziewczynie. Już wiem! Ale to nie możliwe...
   - Stephanie, czy to naprawdę ty? - wyjęczałam.
   - Już myślałam że nigdy się nie domyślisz!
Po tych słowach przytuliłśmy się mocno.
Stephanie była moją najlepsza i jedyna przyjciółka z sierocińca. Wyszła kilka miesięcy przede mną. Podobno wyjechała do Ameryki.
   - Gdzie się podziewałaś? - spytałam.
   - Byłam w LA, jednak tęskniłam za Londynem więc wróciłam.
Dosłownie gdy Stef skończyła mówić do domu wszedł Louis. Oh, najpierw nie wiedzą jak korzystać z dzwonka, a teraz wchodzą bez pukania!
   - O Boże czy to Louis Tomlinson? - pisneła Stephanie.
Szatyn zaśmiał się cicho.
   - Taaa, we własnej osobie. - powiedział.
Stef patrzyła w niego jak na święty obrazek. Owszem Lou jest przystojny. Nawet bardzo. Ale żeby tak reagować? I to jeszcze w jego obecności!
   - Sorry Vicky że przeszkadzam, ale nie odbierałaś telefonu... Chciałem zapytać czy idziemy jutro gdzieś razem? - zapytał.
   - Oczywiście! Jutro uzgodnimy szczegóły.
   - Do jutra! - porzegnał się i wyszedł.
Stephanie przypatrywała mi się z otwartymi ustami.
   - Czy ty właśnie umówiłas się na randkę z tym Louisem Tomlinsonem?! - wykrzykneła zaskoczona.
Która to już osoba która myśli że romansuje z Lou?!
   - Jak się okazało chłopaki są moimi sąsiadami, i ostatnio spędzamy razem trochę czasu. Jako że Tommo jest najsympatyczniejszy, dlatego polubiliśmy się trochę.
   - Chyba teraz będę Cię częściej odwiedzała. - zaśmiała się. - Vic, ja już będę lecieć. Do zobaczenia.
Znowu zostałam sama... Nienawidzę tego....

                                                        ***
   - Halo! Wstajemy! - obudził mnie czyjś krzyk.
Otworzyłam niechętnie oczy. Pierwsze co zobaczyłam były to piękne niebieskie oczy. Zapewne należały do Louisa.
    - Lou! Co ty tu robisz?!
    - No co mieliśmy gdzieś iść razem. - zwrócił się do mnie.
    - Ale nie tak wcześnie. - westchnełam. On naprawdę czasami nie używa mózgu.
Szybko poszłam do łazienki wziąść szybki prysznic. Miałam jeszcze ogromną ochotę pospać jeszcze godzinę, jednak ten idiota to zepsuł. Ale za bardzo go lubię by się na niego gniewać.
   - Louis! Coś ty narobiłeś?! - zawołałam wchodząc do kuchni.
   - Ohhh... Próbowałem przygotować tą przyszną sałatkę owocową. - zmieszał się.
Jeśli owoce porozrzucane po całym stole i wylany sos to robienie sałatki to faktycznie próbował.
   - Ale to się nie tak robi. - jęknełam, biorąc się za sałatkę.
Skończyłam ją w  5 minut. Położyłam ją na stole wołając Louisa który włączył sobie TV. Czasami myślę że chłopaki czują się u mnie jak u siebie w domu. Trochę to takie dziwne.
   - A tak wogule to jak weszłeś do mnie? - zapytałam.
   - Zostawiłaś u nas klucze. No wiesz, postanowiłem skorzystać. - zaśmiał się.
Nigdy więcej nie będę u nich piła!
    - Louis! Mogłeś mi je oddać. A gdzie chciałeś dziś iść?
Szatyn zastanawiał się co powiedzieć.
   - Może posiedzimy u nas a potem zrobimy imprezę? - uśmiechnął się łozuzersko.
Cholera! Przed chwilą obiecałam sobie nie pić u nich. A teraz co? Nie odmówie mu, przecież...
   - Skoro już tak nalegasz. - również się zaśmiałam.
W spokoju dokończylismy śniadanie, ubraliśmy się w kurtki i weszliśmy do sąsiedniej furtki.
Zdziwił mnie fakt że One Direction ma swój własny ogródek, na tyłach willi. Pewnie zatrudnili jakiegoś ogrodnika.
Z wejściem do środka mieliśmy pewne problemy. Okazało się że drzwi były zamknięte a Louis nie miał klucza. Ostatecznie weszliśmy przez okno na parterze.
   - Louis a gdzie reszta chłopaków? - dopiero zorientowała się za nie ma ich w domu.
   - To nie możliwe! Powiedzieli by mi!
   - No to jak widać się przeliczyłeś. - zaśmiałam się.
Zrobił minę szczeniaka który nie dostał jedzenia. Dodawało mu to trochę chłopięcego uroku.
Wszystko było w porządku aż do momentu w którym moją czaszkę przeszył okropny ból. Nasilał się z sekundy na sekundę.
   - Lou mogę się położyć u ciebie w pokoju? Głowa mi pęka. - jęknełm.
   - Oczywiście! Chodź. - pokazał gestem ręki.
Wstałam i już miałam wykonać pierwszy krok w kierunku Louisa, gdy poczułam że powieki opadają luźno na oczy. Upadłam.
   - Vic! Victoria! Co się dzieje?! - zdążyłam usłyszeć spanikowany głos Louisa.


                                                         ***
Ogólnie to beznadziejny, krótki i jeszcze dawno nie było posta. Mam trochę usprawiedliwienia...
W piątek miałam testy sprawnościowe i byłam bardzo zmęczona.
Sobota - urodziny koleżanki.
A niedziela? Komunia...
Także przepraszam. ;ddd

czwartek, 12 maja 2016

Rozdział 4

"Nie bądź plastikowa, bo jestem pewny że jesteś                                            fantastyczna!"

                                               - Louis Tomlinson

Oczami Victorii
To dzisiaj mam rozmowę o pracę. Podanie złożyłam do tej knajpki do której zabrał mnie kilka dni temu Louis. Od tamtego czasu nie mieliśmy okazji jakoś dłużej pogadać. Zwykłe hej, i tyle. Trochę mi przykro, ale nie będę tego okazywać.
Mimo że pierwsze nasze spotkanie najlepsze nie było, chłopcy są nawet sympatyczni. Głupie może się wydawać że tak szybko im zaufałam.
Ubrałam się w zwykłe jeansy i białą koszulę. Praca nie była moją wymarzoną, ale pieniądze mi się przydadzą. Szczególnie teraz.
Wsiadając do mercedesa poczułam wibrację, oznajmiającą że otrzymałam SMS-a.
Od: Louis
Hej, śliczna. ;) Dawno się nie widzieliśmy, nieprawdasz? Wpadam dziś do Ciebie z chłopakami. Trzymaj się. ;))
Aż miło mi się zrobiło mi się na sercu gdy zobaczyłam że po długim czasie nareszcie mnie odwiedzą. Może nie koniecznie ciszyłam się że będzie z nimi Niall. Jest trochę wredny w stosunku do mnie, ale może kiedyś się jeszcze dogadamy.

                                                           ***
Wow! Chyba pierwszy raz w życiu mi się coś udało! Mam dom, pracę, spoko znajomych. Brakuje tylko tego co naprawdę kocham. Mojej pasji. Może nie często mogłam się szkolić, ale byłam całkiem niezła. Tym spełnieniem marzeń była piłka ręczna. Trening podczas pobytu w sierocińcu były 3-4 razy w miesiącu. Teraz kiedy byłam wolna postanowiłam zapisać się do jakiegoś klubu.
Moje myśli przerwał garaż do którego wjechałam. Wyszłam szybko z pojazdu, przypominając sobie wizytę One Direction.
Zrobiłam sałatkę owocowa i omlety również z owocami. Preferuje zdrowy tryb życia, dlatego moje posiłki składają się z owoców i warzyw.
Gdy wszystko było gotowe, ułożyłam posiłki na stole. Słysząc pukanie do drzwi, poprawiłam i je otworzyłam natychmiastowo.
   - Siemka! - rzuciłam do nich szybko.
Cała piątka wymruczała coś co miało oznaczać cześć.
Zasiedliśmy przy stole. Sama się zdziwiłam bo stół do największych nie należał, a jednak się zmieściliśmy.
Każdy z nas nałożył sobie parę omletów i nieco sałatki.
   - Całkiem niezłe, Vic. - powiedział z pełną buzią Niall.
Moje zdziwienie było dość duże. Niall był dla mnie wiarę miły. Dziwne...
   - Oh dzięki. Myślałam że nie za bardzo mnie lubisz?
Reszta chłopaków trochę się dziwnie na nas patrzyła. To było trochę niezręcznej.
   - Ale o co wam chodzi? - zapytał zdezorientowany Liam.
Żadne z nas nie raczyło odpowiedzieć Payn'u, więc chłopak nie otrzymał odpowiedzi.
   - Ale chyba to tym jedzeniu zmieniłem zdanie. - zaśmiał się.
Wiedziałam że kiedyś nareszcie się dogadamy, jednak nie sądziłam że dojdzie do tego tak szybko. W sumie to było nawet miłe.
Chłopcy nadal nie wiedzieli o co nam chodziło, z czego zaczęliśmy się głośno śmiać.
   - A teraz mówcie po co przyśliscie? - zurzciłam
Spojrzeli się po sobie i wybuchneli salwą śmiechu.
   - Jesteś sąsiadami, nie może przyść bez powodu? - odpowiedział mi Liam.
Przyznam że Liam jest uroczy, i baaardzo słodki. Szkoda tylko że ma dziewczynę. No cóż taki fajny chłopak zasługuje na prawdziwą miłość.
   - Fajnie wiedzieć. - mruknęłam.
Kłamali. Nie znamy się jakoś dlugo,  ale wiem kiedy kłamią.
Ta niezmiernie miła chwila dobiegła końca. Musieliśmy się niestety pożegnać bo chłopcy mieli jutro rano kolejną próbę.
   - Do zobaczenia jutro. - szepną Louis wychodząc.
Mimowolnie uśmiechnełam się myśląc o powtórce. Patrzyłam jeszcze przez chwilę patrząc jak One Direction wychodzą z mojego podwóra i znikają w sąsiedniej bramce.
Weszłam do mojej łazienki, biorąc chłody prysznic. To był męczący dzień.
Moje powieki stawały się coraz cięższe. Opadając na łóżko, odrazu złożył mnie sen...
Obudził mnie huk. Otworzyłam natychmiast oczy które cały czas się zamykały. Stwierdzilam że hałas spowodowała gazeta którą Harry wrzucił przez okono. Cholera! Czemu nie kupiłam jeszcze tych rolet?! Podniosłam kilka kartek papieru. Znowu był to ten tyn tygodnik "One Direction". Był to już mój drugi egzemplarz. Nagłówki znowu był tak samo denne. "Dlaczego Louis zerwał z Eleanor Calder?", "Gorące fotki Zayn'a Malika oraz Niall'a Horana!". Znowu nic mnie nie zaciekawiło. Jednak po chwili z tygodnika wypadła karteczka.
"Sprawdź str. 17."
Nie zastanawiając się, otworzyłam stronę 17.
"Kim jest tajemnica dziewczyna ze środowiska One Direction?!"
Na dole były trzy zdjęcia. Jedno pokazywało jak wynoszę Louisa całkiem pijanego z ich wilii. Następne zrobione było zrobione w kinie również z Lou. Ostatnie ukazywało całą piątkę, stojącą pod moimi drzwiami, w ten pechowy dzień w którym zamknęłam im drzwi przed nosem.
"Kim dla One Direction jest ta brunetka? Czy to wybranka jednego z chłopaków? Louis, Harry, Niall, Liam czy Zayn? Który może być w niej zakochany? A może to ona jest powodem zerwania Louisa z Eleanor?
Zaczynamy już trochę tłumaczyć. Pierwszy raz widziano ją w towarzystwie One Direction 12 października czyli dzień przed zerwaniem Louisa. Ostatnie zdjęcie przedstawia właśnie tą sytuację. Następnego dnia była na imprezie u chłopaków, ok. 03:30 wprowadzała pijanego Louisa z ich posesji ( zdjęcie nr. 2). Natomiast kilka dni temu była z Lou w kinie! Czy to coś więcej niż znajomość? Przekonany się wkrótce!" - tym zakończył się artykuł.
   - Co to ma znaczyć?! - wrzasnełam wściekła.
Po chuj ci reporterzy wpieprzają się w moje życie?! A na dodatek piszą takie idiotyzmy piszą?! Nie jestem zakochana! Chcę mieć normalne życie, a nie martwić się czy przypadkiem nie zrobią mi zdjęcia i go gdzieś nie umieszczą!
   - Harry! Wytłumaczyć mi to! - zaczęłam się drzeć do lokowatego.
   - No.... bo.. yyy.. - zaczął się jąkać. - chyba paparazzi zrobili Ci trochę zdjęć. Przywykniesz do tego my mamy tak chodziennie.
   - Nawet mnie nie denerwuj! Macie to jakoś odkręcić! Chcę mieć normalne życie! A nie być "tą która zna One Direction"! - moje krzyki były już naprawdę głośne.
W sąsiednim oknie pojawiła się czupryna Louisa.
   - Vic, czemu się tak drzesz? Całą okolicę obudzisz. - jęknął zaspany.
Chcąc uniknąć kolejnych krzyków w odpowiedzi rzuciłam mu magazyn.
Szatyn jękną i zrobił zbolałą minę. Zaczął przeczesywać włosy dłońmi, powodując jeszcze większy bałagan na głowie.
   - Nie dadzą człowiekowi spokoju. Nie martw się jakoś to odkręcimy. - dodał patrząc na moją minę.
Nie wiem czemu ale mu uwierzyłam...

                                                        ***
Hejka! Mam nadzieję że nie musieliście tak długo czekać... iiii że nie jest krótki. Jutro mam ważny test sprawnosciowy, także trzymać kciuki! :D

poniedziałek, 9 maja 2016

Rozdział 3

      "Nic mnie tak nie denerwuje jak ludzie którzy są                            niemili dla moich kolegów."

                                               - Louis Tomlinson

Oczami Louisa.
Nie wiem co robiłem u Victorii, ale naprawdę nam się świetnie gadało. Może nie powninieniem spać z nią w jednym łóżku... Przecież wczoraj zerałem z Eleanor. Ja ją naprawdę kochałem. A ona mi coś takiego zrobiła. Muszę jak najszybciej o niej zapomnieć.
Myślę że jak poznamy się bardziej z Victorią, to się polubimy. Chociaż nigdy nic nie wiadomo, nieprzewidywalna z niej dziewczyna.
Jeszcze nie wiem na jaki film ją zabiorę. Myślałem nad komedią romantyczną lub jakimś horrorem. Cztery ulice dalej jest całkiem przyzwoite kino a obok spoko knajpka. Na pewno zajdziemy tam na jakiś obiad.
   - I jak Louis się spało z Victorią? - usłyszałem śmiech Nialla.
   - Spadaj. - mruknełem.
Śmiechy chłopaków nasilały się coraz bardziej, co powodowało coraz większą u mnie złość.
   - Tommo, co ty taki mrukliwy? Ale robiliście już... no wiesz.. - dopytywał się mnie ten idiota Harry.
Czy on naprawdę myśli że Victoria zostanie moją zabawką? Nie traktowałem nigdy dziewczyn przedmiotowo, nie traktuje i nie będę ich tak traktować.
   - Zamknij się, kurwa! Czy Ciebie już całkiem pojebało?! - krzyknełem.
Wszyscy byli zszokowani moim wybuchem. Właściwie sam się nie spodziewałem.
Spuściłem głowę i poszedłem do mojego pokoju chcąc uniknąć następnych spięć. Wolałem ten czas poświęcić na poszukanie jakiegoś ciekawego filmu. Chciałem zaimponować Victorii. Ale nie sławą czy pieniędzmi. Raczej chodziło mi o zaufanie, zabawność i te rzeczy. Jej nie obchodziły rzeczy materialne. Mimo że znamy się bardzo krótko, to widać było odrazu. W sumie to bardzo cieszę się z tego cieszę. Eleanor była inna. Żeby się do niej zbliżyć musiałem kupować drogie naszyjniki, kolczyki czy pierścionki. Jeśli chodzić o Vic to wystarczyła rozmowa.
Gdy moja złość minęła zeszłem na dół ubrany w niebieską koszulę i ciemne jeansy.
   - Ale się wystroiłeś! Dla Victorii? - zapytał bezczelnie Niall.
Zupełnie jakby zapomniał co miało niedawno miejsce. Ale tym razem postanowiłem bardziej panować nad emocjami.
   - Idziemy do kina. To wszystko. - prychnęłem.
   - Czyli już zaprosiłeś ją na randkę. - podsumował Liam.
Spojrzałem na niego ostrzegawczym wzrokiem. Niech wie że nie jestem w najlepszym humorze.
   - Chłopaki... - jęknełem błagalnie. - Będę już iść. Muszę jeszcze zdążyć zajść do kwiaciarni.
   - Pamiętaj, dziewczyny wolą czerwone róże. - mrugną do mnie Liam.
Podjechałem moim Lamborghini pod kwiaciarnię. Kupiłem czerwone róże tak jak polecił mi Liam. Mam nadzieję że się jej spodobają.
Podchodząc pod drzwi poprawiłem włosy, poprwiłem uśmiech na bardziej radosny i wreszcie zapukałem do drzwi.

Oczami Victorii
Zaraz po tym jak usłyszałam dzwonek do drzwi, zbiegłam szybko by otworzyć. Wiedziałam że to Tomlinson, co przyśpieszyło moje zejście. Otwierając drzwi nie myliłam się. W drzwiach stał brunet, z pięknym bukietem czerwonych róż.
   - Cześć! A to dla Ciebie. - powiedział podając mi kwiaty.
   - Hej. Naprawdę są śliczne! Nie musiałeś. - uśmiechnełam się.
   - Idziemy? Do kina możemy pojechać moim samochodem, a potem zajść do jakieś knajpki na obiad?
   - Jasne! Jaki film wybrłeś? - zapytałam zaciekawiona.
Louis się tylko zaśmiał, mówiąc że nie zdradzi. Nie powiem tak ciekawość mnie denerwowała, jednak bardzo się cieszyłam z tej "randki".
W samochodzie panowała cisza, którą przerywał warkot silnika. Trochę niezręcznie było mi siedzieć w takiej atmosferze.
   - Może opowiesz mi coś o sobie? - przerwał tą niezręczną ciszę. Dzięki.
Nie było to idealną propozycją, bo nie chcę by ktoś poznał moją przeszłość. No trudno. Teraz muszę skłamać. Ale kiedyś napewno się dowie.
   - Jestem Victoria Smith. Nie dogadywałam się z rodzicami, więc gdy skończyłam 18 lat, to się wyprowadziłam. To chyba tyle z 'ciekawych' rzeczy. Może teraz ty?
Milczał przez dłuższą chwilę, całkiem jakby zapomniał jak się mówi.
   - Ja nazwyam się Louis Tomlinson. - zaczął dość niepewnie. - I śpiewam w znanym boysbandzie - One Direction. Miałem kochaną dziewczynę, ale... - nie dokończył.
Naprawdę mi szkoda Louisa. To przemiły facet z mega poczucie humoru. Jego była dziewczyna chyba nie wie co straciła.
   - Jeśli mogę zapytać, to z kim cię zdradziła? - zapytałam smutno.
Tomlinson milczał przez chwilę, jednak po chwili odzyskał zdolność mówienia.
   - Z Justinem Bieberem. - jęknął żałośnie.
Mimo że sytuacja była dołująca, wybuchłam głośnym śmiechem. Serio z nim? Porównując jego i Louisa, to jakby porównać jakiś stary dom na wsi a nowoczesną willę. Głupie porównanie ale co ja na to poradzę?
   - Ohh Loui, on jest nie za ładny w porównaniu z tobą.
Chłopak zaśmiał się cicho próbując skupić się na dotarciu do kina. Nadal cholernie ciekawiło mnie to na jaki film jedziemy.
Pod kino dotarliśmy z kilkuminutowym opóźnieniem. Mimo to zdążyliśmy, bo na ekranie nadal leciały reklamy.
Jednak po chwili ukazał się tytuł : "Kochać czy nie kochać? Oto jest pytanie?". Ahh więc Loui postanowił wybrać komedię romantyczną? No cóż nie mam nic przeciwko temu gatunkowi filmowemu, jednak wolała bym coś w stylu horroru. Ale nie będę narzekać, nie chcę sprawić mu przykrości. Zawsze liczą się chęci.
Film nie należał do tych najdłuższych, ale nawet mi się spodobał.
   - I jak było? - zapytał gdy wsiadaliśmy do samochodu.
   - Świetnie! Ale następnym razem ja wybieramy film. - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
W drodze powrotnej zajechaliśmy do Starbucksa. Ja zamówiłam Latte z karmelem, natomiast brunet małą czarną. Siedzieliśmy w resauacji, gadaliśmy, śmialiśmy się i zachowywaliśmy się jak najlepsi kumple. Serio zaczynam ich lubić, mimo że na początku nie chciałam mieć nic z nimi do czynienia.
Po tak miłym wieczorze Louis podwiózł mnie do domu.
   - Dzięki za świetny dzień. - uśmiechnełam się serdecznie.
   - To ja dziękuje. - powiedział podchodząc do mnie bliżej.
Bez żadnych uprzedzeń oplótł mnie swoim ramionami. Sama odzwajemniłam to przytulenie.
   - Jeszcze raz dziękuje, Vic.

***
Trochę długo nie było posta. :/ Przepraszam baaaardzo. Początek do dupy. Końcówka może trochę lepsza, jednak mogło być lepiej.
Posty będą się rzadziej pojawiać bo zaraz koniec roku i oceny trzeba poprawiać. :///
     Trzymajcie się kochani! :*

poniedziałek, 2 maja 2016

Rozdział 2

                      "Lubię kopać ludzi w tyłki."

                                                    - Louis Tomlinson

Usłyszałam pukanie do drzwi. Modliłam się w duchu by to nie byli chłopaki. Ja ich nawet nie znałam! A oni wyobrażali sobie nie wiadomo co. Moje przypuszczenia stały się faktem. W drzwiach stał Liam z Zayn'em.
   - Ja nigdzie nie idę. - wypaliłam od razu.
   - Owszem idziesz. A teraz natychmiast idź się przebrać! Albo my Cię przebierzemy! - pogroził mi śmiejący się Liam.
Z ogromną niechęcią poszłam się przebrać. Założyłam przylegające jeansy, czarną bokserkę i czarne Nike. Chyba byłam gotowa. W sumie to chyba zaczynam ich lubić. Co ja chrzanię?! Dopiero dziś pojawili się w moim życiu i wszystko chcą zmieniać.
Zaszłam na dół, gdzie chłopaki nadal na mnie czekali.
   - A co to za strój? - zapytał chłopak z pasemkiem.
   - O co ci chodzi? - zapytałam zirytowana.
   - Szybko idź na górę bo nie mamy czasu. Załóż jakąś sukienkę. - znowu odezwał się Zayn.
Z ogromną niechęcią założyłam moją jedyną sukienkę. Cała czrna, na ramiączka, nawet ładna. Problem w tym że nie lubiłam nosić sukienek i spódnic.
   - Ładnie wyglądasz. - odezwał się Liam.

                                                           ***
Dom One Direction był ładny, duży i w podobnym stylu do mojego. Powoli do ich domu zaczęli schodzić się goście. Trochę głupio się czułam tak obco.
   - Czemu nie tańczysz? -  podszedł do mnie lokowaty.
   - Nie wiem. Nie chce mi się. Macie gdzieś jakiś barek z alkocholem?
   - A 18 lat już jest? - zaśmiał się.
   - Tak... wczoraj dokładnie. To jak jest? - burknęłam.
Pokazał gest który miał znaczyć bym poszła za nim. Wiec wstałam i poszłam za nim. Gdy weszliśmy do kuchni, zobaczyłam mnóstwo alkoholi, drinków i piw. Przy stole siedział Louis (nareszcie zapamiętałam!) który był już całkowicie pijany.
   - A jemu to co? - zapytałam zdziwiona.
Przecież rano był uśmiechnięty, wesoły i ze wszystkiego się śmiejący. Może to była tylko maska.
   - Zerwał z Eleanor. Podobno go zdradziła. Załamał się. - rzekł smutno Harry.
   - Przykro mi.
   - Nie mi to mów. Błagam Cię, spróbuj go pocieszyć. My z nim długo nie wytrzymamy. - poprosił mnie
Nie wiem czemu ale postanowiłam zrobić to o co mnie prosił.
   - Słyszałam że zerwałeś z dziewczyną... - zaczęłam niepewnie - strasznie mi przykro.
   - Jak ona tak mogła? Ja ją tak bardzo kochałem... A ona mnie zdradziła. - zaczął płakać mi w ramię.
Czułam się dziwnie. Myślałam że chłopaki nie płaczą, no przynajmniej nie tak publicznie.
   - Louis naprawdę mi bardzo przykro...
By dotrzymać brunetowi, sama wypiłam nieco drinków, jednak nie w tym stopniu by upić się tak jak Louis.
Pocieszałam go, rozmawialiśmy i piliśmy.
   - Ja chyba będę musiała już iść. - mruknełm
   - Nie, Victoria zostań u nas na noc. - prosił słodko.
   - Louis, naprawdę nie mogę.
   - A mogę chociaż spać dziś u Ciebie? Oni mnie nie rozumieją, tylko ty mnie rozumiesz... - zrobił maślane oczy.
Trochę mnie zdziwiła propozycja Louisa, ale się na nią zgodziłam. Po chwili wyprowadzałam go z ich posesji, za rękę ponieważ ledwo się trzymał na nogach. Byle tylko nie było tu wścipskich fotoreporterów.
Zaprowadziłam go do pokoju w którym miał spać. Jednak był na tyle pijany że zapomniał wziąść coś w czym mógłby spać. Więc usną w jakiś dresowych spodniach i bez koszulki. Sama byłam bardzo zmęczona więc odrazu położyłam się do łóżka, by za chwilę później być już w krainie snów.

                                                           ***
Gdy obudziłam się rano poczułam że nie mogę wstać. Spojrzałam na mój brzuch gdzie spoczywała czyjaś ręka. Spojrzałam na twarz tego ktosia. Był to Louis. Usłyszałam dość głośny śmiech ze strony okna. Grr, oczywiście byli to chłopcy. Zarumieniłam się wiedząc że ktoś widzi całą tą sytuację. Zrobiło mi się duszno więc spróbowałam się wyswobodzić spod uścisku chłopaka. Moje próby okazały się nieudolne a w efekcie obudziłam słodko śpiącego Louisa.
   - Mogę wiedzieć co tu robisz? - zapytałam ostro.
   - Ohhh, przepraszam Cię. Jakoś spać nie mogłem. Chyba za bardzo pijany byłem. Przepraszam Victoria. - westchną.
Gdy zobaczył że jego koledzy obserwują całe to zajście zrumienił się. Wstał i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu swojej koszulki. Nie spodziewałam się że Loui ma tyle tatuaży.
   - Wiesz gdzie może moja koszulka? - zapytał
   - Zotawiłeś ją w pokoju gościnnym. - zaśmiałam się.
Wyszedł po swojąkoszulkę, a ja w tym czasie również się przebrałam. Zeszłm na dół i zaczęłam robić śniadanie.
   - Chcesz trochę? - zapytałam wskazując na sałatkę owocową.
   - Oczywiście! - uśmiechną się. - Co wieczorem się stało że ja u Ciebie nocowałem?
   - No bo wczoraj się trochę bardzo upiłeś. Harry powiedział mi że zerwałeś z dziwewczyną. Postanowiłam cię trochę pocieszyć, trochę gadaliśmy, a ja musiałam już iść, natomiast ty bardzo mnie prosiłeś żebym ostała. Ale nie mogłam, więc zapytałeś czy możesz u mnie spać, bo chłopaki się nie rozumieją. Ja się zgodziłam, a dalej to już wiesz. - opowiedziałam.
   - O Boże... Przepraszam jeśli wczoraj powiedziałem coś nie tak.
   - Nie, nic takiego nie mówiłeś. Oprócz tego że świetnie się nam gada.
   - W takim razie zapraszam Cię dziś do kina. - uśmiechną się szarmanco.
   - Oczywiście! Wpadniesz po mnie o 16?
   - No pewnie! Ale teraz muszę spadać. Do zobaczenia. - powiedział machając mi na przegnanie.
Miło z jego strony że zaprosił mnie do kina. Świetnie nam się wczoraj gadało, mimo że byliśmy pijani. Chyba zacznę odliczać godziny, bo wręcz nie mogę się doczekać!


***
Wow! Serio, nie wierzę że umiem tak szybko napisać rozdział! Przepraszam że taki krótki rozdział, ale ważne że jest! Jak już pewnie zauważyliście piszę o starych dobrych czasach kiedy Zayn był jeszcze w zespole. :)))
Miłego Czytania!;**
Kolorowych Snów:)))))

niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 1

           "Lubię dziewczyny które jedzą marchewki!"

                                           - Louis Tomlinson


   - Victoria Smitch? - zapytała sekretarka z sierocińca.
   - Tak. - odpowiedziałam.
   - W takim razie zapraszam. - powiedziała wskazując na gabinet dyrektora.
Posłusznie weszłam do środka. Od rozpoczęcia nowego życia, dzieliły mnie jedynie formalności.
   - I proszę jeszcze tu podpisać i już koniec. - uśmiechnął się dyrektor.
Złożyłam ostatni podpis. 
   - Dziękuję za opiekę. - skłamałam - Do widzenia.
Wyszłam z tego przeklętego budynku. Odrazu wsiadłam do czarnego mercedesa. Podjechałam do najbliższego supermarketu, zakupiłam tam najpotrzebniejsze artykuły spożywcze. 
Ależ ja byłam szczęśliwa. Jestem wolna. Nareszcie tak długo na to czekałam. 
Podjechałam pod mój nowy dom. Był naprawdę piękny. O takim zawsze marzyłam. Zaparkowałam samochód w garażu i weszłam do środka. W środku był jeszcze bardziej cudowny. Zaczęła oglądać wnętrze, naprawdę bardzo mi się podobało. Było wykonane w nowoczesnym stylu. Głównie królowały białe i czarne barwy. Mimo to wyglądało to świetnie! 
Z moim domem sąsiadowała ogromna willa w której pewnie mieszkał jakiś biznesmen. Po drugiej stronie był mały domek w którym mieszkała starsza pani.
Ledwo zdążyłam wejść na piętro, a już zadzwonił dzwonek u drzwi wejściowych. Zdziwiło mnie to bo mieszkam tu od paru minut i nie spodziewałam się gości. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam tam piątkę nieznajomych mi chłopaków.
   - Hej. - powiedział blondyn
   - Eee... My się znamy? Bo jakoś was nie kojaże. - zapytałam.
   - Nie, ale pryszliśmy to zmienić. Jesteśmy sąsiadami. - przemówił pokazując palcem na willę. - My jesteśmy One Direction. Ja jestem Harry. Ten obok mnie to Niall, potem Zayn, a tamten to Liam, a ten ostatni to Louis.
   - Ja nazywam się Victoria. Sorry ale musicie już pójść, nie mam zbyt wiele czasu. - powiedziała zamykając im drzwi przed nosem. 
Idiotka ze mnie. Oni przyszli się poznać, a ja im drzwi przed nosem zamykam. Po chwili usłyszałam ponowne pukanie do drzwi. Otworzyłam je, ale nikogo nie było. Leżała tylko jakaś gazeta i czekoladki. Czekoladek na wszelki wypadek nie zjem, bo mogli chcieć mnie otruć. Gazeta nazywała się "One Direction". Przejżałam tylko nagłówki. " Louis Tomlinson zerwał z dziewczyną?!", "Wywiad z Harrym Stylesem!". Nie za bardzo mnie zaciekawiły więc udałam się do swojej sypialni i zasnęłam.

                                                         ***
Obudziłam się dopiero rano. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam czystą bieliznę i ubrania. Gdy wyjżałam przez okno zorientowałam się że ten chłopak z lokami i ten drugi Lucas chyba... a nie Louis, mieli idealny widok na mój pokój i łóżko, gdyż nasze domy były dość blisko siebie. Zoriętowałam się dopiero gdy spostrzegłam że Lucas ( cholera czemu nie umiem zapamiętać imienia Louis?!) przygląda się mi bacznie z uśmiechem na ustach.
   - Hejka! - wykrzyknął do mnie.
   - Dlaczego się tak szczerzysz? - warknęłam. 
   - Ej spokojnie. Po prostu ślicznie wyglądasz. - uśmiechną się słodko.
Że niby mam być spokojnie gdy przyłapałam go na podglądaniu mnie?! On chyba nie mówi serio. Zamkęłam okno, mimo to i tak widział co robię więc zeszłam do kuchni. Zjadłam jakiegoś tosta i zaczęłam się poważnie nudzić. Chyba powinnam poszukać jakieś pracy. Nie będę mogła do końca życia żyć z tych pieniędzy z sierocińca.
Wróciłam do pokoju było strasznie duszno więc otworzyłam okno (oczywiście musiałam zapomnieć o tych debilach). Postanowiłam zobaczyć czym zajmują się moi nowi sąsiedzi. Puściłam piosenkę "Best Song Ever". Powiem szczerze całkiem wpada w ucho. Muzyka była dość głośna, więc po chwili w oknach zobaczyłam chłopaka z lokami (Harry?) i Louisa (no nareszcie zapamiętałam).
   - Ładnie śpiewasz. - zaśmiał się Harry.
   - Potwierdzam. Całkiem ładne. - puścił mi oczko.
Prychnełam.
   - Jadłaś już czekoladki? - zaciekawił się Harry.
   - Nie. Czemu pytasz? - zapytałam.
   - To zjedz jak najszybciej.
   - Skąd mam wiedzieć że nie chcecie mnie otruć? - zapytałam podejrzliwie na co oboje wybuchli głośnym śmiechem.
Chyba powinnam pomyśleć nad zakupem rolet na okna. Podeszłam do łóżka i więłam do ręki pudełko z czekoladkami. Otworzyłam je, a w środku znalałam małą karteczkę z napisem. " Dziś o 18 jest u nas impreza. O 17 ktoś po Ciebie przyjdzie. Masz na niej być!". Odwróciłam się w stronę okna, gdzie nadal spoglądali na mnie chłopcy. Pokręciłam przecząco głową. Na co oboje zrobili obrażone miny. Niech nawet nie myślą że pojawię się na tej chorej imprezie. My się nawet dobrze nie znamy. Znamy tylko swoje imienia więc nie za bardzo rozumiem o co im chodzi... Tylko jedno jest pewne. Na 100% nie będzie mnie tam.


****
Hejka! Szybko się pojawił post? Nie przyzwyczajajcie się za bardzo bo to tylko z powodu weekendu majowego. No cóż, nie mam nic lepszego do roboty więc coś tam napisałam. Chyba trochę lepsze niż prolog?
Trzymajcie się! :))

Prolog

  "Każda dziewczyna na świecie jest śliczna!"

                                        - Louis Tomlinson



Dokładnie osiem lat. Osiem lat które zniszczyły moje życie. Miałam tylko 12 lat... Wtedy trafiłam tu. Do domu dziecka. Sierocińca. 
Za 3 miesiące będę pełnoletnia. Już jakiś czas temu ludzie z sierocińca dali mi wyprawkę z dużą ilością forsy. Suma ta byłaby mniejsza ale moich rodziców sąd zmusił do zapłacenia mi odszkodowania za to co mi zrobili. Kupiłam za to spory dom w spokojnej dzielnicy Londynu. Za reszę pieniędzy kupiłam czarnego mercedesa. 
Teraz zostało mi tylko wyczekiwanie na rozpoczęcie nowego rozdziału w moim popaprany życiu. Każdy dzień płyną niemiłosiernie wolno. 12 października miałbyć tym cudownym dniem. Wtedy właśnie skończe 18 lat. Łzy szczęścia cisneły się do oczu, gdy o tym myślałam. 
Postanowiłam że wezmę szybki prysznic. Uwielbiałam ten moment zapomnienia o wszystkich problemach. Zazwyczaj o tej porze nie było kolejek. 03:00 nie była godziną o której panował ogólny ruch. Wchodząc pod prysznic dotknełam mojego policzka, poczułam pod palcami dużą bliznę. Przypomniałam sobie ten dzień w którym, na moim policzku pojawił się ten niechciany znak. Eric. To wszystko przez niego. Jest starszy ode mnie o rok. Nigdy się nie dogadywaliśmy się dobrze. Wręcz przeciwnie nienawidziliśmy się. Obiecał sobie że kiedy będzie wychodzić zemści się na mnie. Nie sądziłam że to zrobi. Ale... zrobił to.
Uderzył mnie wiele razy. Żyletką okaleczył mój policzek. Chwilę później już go nie było. Siedział w swoim nowym domu. 
   - Victoria! Ile można przebywać pod prysznicem?! - zawołała jedna z opiekunek w sierocińcu, wyrywając mnie z zamyślenia.
   - Już wychodzę. - bąknełam.
Zarumieniona wyszłam z łazienki, udając się do mojego pokoju który, dzieliłam z trzema innymi dziewczynami.
Obym wytrzymała te ostatnie dni i żebym nie zwariowała w tym chorym miejscu. Wytrzymałam osiem lat, to wytrzymam te kilka okropnych dni. Przynajmniej mam taką nadzieję...


*******
Mam nadzieję że prolog nie jest aż taki zły. I trochę się wam spodoba. Chłopaki pojawią się już w następnym rozdziale!:))) W ten weekend planuje napisać pierwszy rozdział, więc trzymajcie kciuki! ;))
Pozdrawiam! :*