"Nigdy nie żyj w obawie przed śmiercią."
-Zayn Malik
Victoria otwórz te cholerne oczy! Mój mózg domagał się uniesienia powiek, ale to proste polecenie wydało mi się nie wykonywalne.
Mimo że nic nie widziałam, doskonale wiedziałam gdzie jestem. W szpitalu... Taaak jestem tu nie pierwszy raz. To już kolejny raz kiedy mogę podziękować moim kochanym rodzicom.
Tą dziwną pustkę życia we mnie przerwało ciepło czyjejś dłoni. Była znacznie większa od mojej.
Ciekawość by sprawdzić kto mnie odwiedził była silniejsza od stanu w jakim się teraz znajduję. Uniosłam delikatnie powieki. Oślepiająca biel drażniła moje oczy, ale nie dam tak łatwo za wygraną.
Zetknęłam na osobę która wybudziła mnie ze "snu". Był to przystojny chłopak o czekoladowych oczach i jasnobrązowych włosach.
Ja już gdzieś widziałam.. Na pewno go znam.. Już wiem! To Liam Payne! Tak, wszystkie wspomnienia wróciły.
- Liam to naprawdę ty?
- Tak. - zaśmiał się. - Jak się czujesz? Louis cię tu przywiózł bo zemdlałaś.
Pamiętam że zemdlałam ale żeby odrazu do szpital jechać?!
- Już wszystko w porządku. Wiesz może kiedy wychodzę? - zagadnęłam.
- Louis powiedział że dopilnuje by wypuścili cię dopiero wtedy kiedy na pewno wszystko będzie dobrze. - powiedział wesoło.
Że co niby?! Niech sobie nie wyobraża że będę tu leżeć przez kilka dni.
- Li? Mógłbyś przyprowadzić Louisa? - spytałam.
W odpowiedzi kiwnął głową i wyszedł z sali. Po chwili w drzwiach staną Lou. Usiadł na krzesełku zajmowanym dopiero przez Liama.
- Jak się czujesz? Mam nadzieję że już lepiej, ale nadal jesteś blada.
- Dobrze ale mogło być lepiej. Dla twojej wiadomości nie zostaję w tym więzieniu. I dziś wracam do domu. - warknęłam.
Sztyn przypatrywał mi się z szeroko otwartymi oczami.
- Victoria, nie możesz tak sobie wyjść! - krzyknął.
Ohhh niech nie prawi mi teraz morałów.
- Owszem mogę. I zrobię to nawet teraz! - wydarłam się, wciskając czerwony guzik który miał na celu przywołanie lekarza.
- Vic ja cię ostrzegam. Będziesz żałować swojej decyzji. - powiedział nieco spokojniejszym tonem.
Nie zdążyłam powiedzieć nic Louisowi, bo do sali wparował siwy męszczyzna po 50-siątce. Zapewne był to lekarz.
- Czego pani chciał? - zapytał chamskim głosem.
- Chcę mojego wypisu. I to jak najszybciej! - powiedziałam chłodno.
Lekarz popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Ale nie jest pani w najlepszym stanie. - odezwał się powoli.
Śmieszny jest ten cały doktor. Nie zostanę tu i koniec!
- Nie obchodzi mnie to. Chcę jak najszybciej mój wypis. Lou możesz zawołać Liama? - zwróciłam się do szatyna.
Rzucił coś w stylu 'jasne' i wyszedł. Siwy facet również opuścił pomieszczenie, by przygotować wypis.
Leżałam w samotności przemyślając całą tą sytuację. Nie powinnam się wydzierać na Lou, ale to moje życie i nie będzie za mnie wybierać.
Mój wzrok padł na wejście do pokoju. Satało w nich dwoje moich znajomych. W skrócie mówiąc Liam i Louis.
- Li odwieziesz mnie do domu? - zwróciłam się do wyższego z nich.
- Sorry, ale nie mogę. - uśmiechnął się lekko i bez przekonania, wskazując na szatyna.
Louis uśmiechnął się złośliwe pokazując że to on wygrał.
- Louis! Ty idioto! Jak mogłeś?! Przecież wiesz że tu nie zostanę!
Może Loui nie wiedział o mojej panicznej fobi przed szpitalem. Ale wiedział to że nie chcę tu zostać.
- Ostrzegałem że cię stąd tak łatwo nie wypuszczę? Ja nie rzucam słów na wiatr kochana! - zawołał triumfalnie.
Oczami Louisa
Widząc zmęczona twarz Victorii postanowiliśmy z Liamem wyjść na korytarz. Podeszliśmy do reszty zespołu i opadliśmy na plastikowe krzesełka.
- I jak z nią? - zapytał wkońcu Zayn.
- Obudziła się, ale rozmawiałem z lekarzem mówi że kiedyś miała poważny uraz głowy a teraz są powikłania. - westchnęłem.
Wpatrywałem się w podłogę dopóki nie zadzwonił mój telefon. Zrobiłem duże oczy gdy zobaczyłem kto dzwoni.
- Halo?
- Cześć Louis. Myślałam że nie odbierzesz... - usłyszałem w słuchawce.
- Eleanor, nie mogę gadać. Jestem u Victorii w szpitalu.
- A możemy się spotkać? - mruknęła obrazonym tonem.
Nie wiem czy to dobry pomysł... ale może mi wyjaśni o co wtedy chodziło.
- Ok. Za 10 minut w Starbuksie. - zakończyłem rozmowę.
Moi przyjaciele przypatrywali mi się ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy.
- Eleanor dzwoniła? - zaptał z troską w głosie Harry.
- Tak, chce mi wszystko wyjaśnić. Ale ja nie wiem czy umiem jej wybaczyć. - mruknełem. - Jak Vicky poczuje się lepiej to dzwońcie.
Starbucks był blisko więc nie zamawiałem taksówki i przeszłem się spacerkiem.
Wchodząc do kawiarni odszukałem wzoriem Calder. Siedziała przy stoliku który był naszym ulubionym.
- Cześć. O czym chciałaś rozmawiać? - rzuciłem oschle.
- Louis, kochanie...
- Nie mów tak do mnie!
- Ja naprawdę nie chciałam. To był jeden jedyny raz. - tłumaczyła się.
Zaraz pewnie zaraz zacznie ryczeć mi w ramię. Ale ja nie umiem jej wybaczyć. Chciałbym, ale nie mogę.
- Louis, pójdziesz ze mną na zakupy? - spytała zalotnie.
- Ok, muszę kupić kilka rzeczy.
Galeria była dosłownie kilka kroków obok, a w środku byliśmy po paru sekundach.
Przy pierwszym sklepie El znalazła czerwoną sukienkę.
- Ładna? - spytała robiąc minę na jaką mnie namawiała na kupno nowych ubrań.
- Całkiem spoko, jak myślisz spodoba się Victorii? - sytałem by ją zdenerwować.
- CO?! TO DLA NIEJ MNIE ZOSTAWIŁEŚ?! - wolała szatynka.
- Jakbyś zapomniała to ty mnie zdradziła. Sorry muszę już iść do szpitala. - mruknełem i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Louis! Nie zostawiaj mnie dla niej! - krzyczała za mną.
Nie zważając na nic wyszłem z galerii, kierując się w stronę szpitalu. Na korytarzu siedzieli moi przyjaciele i jakaś ładna dziewczyna. Dopiero gdy podszedłem bliżej zobaczyłem że tajemniczą kobietą jest Victoria.
- Vic, natomiast na salę! - wołałem z daleka.
Na moje słowa cała piątka się zaśmiała.
- Victoria miała dobre wyniki, a lekarz stwierdził że jak tak bardzo chce wyjść to może dziś dostać wypis. - wytłumaczył mi Horan, na co odetchnełem z ulgą.
- Masz szczęście! - zwróciłem się do zielonookiej, na co zaśmiała się głośno. - To jak jedziemy świętować? - dodałem.
***
Kolejny beznadziejny post. A dzisiaj znowu mam komunię i rano coś na szybko nabazgrałam i powstało coś takiego. :/
Jak myślicie czy Eleanor da tak łatwo za wygraną? :D
- Liam to naprawdę ty?
- Tak. - zaśmiał się. - Jak się czujesz? Louis cię tu przywiózł bo zemdlałaś.
Pamiętam że zemdlałam ale żeby odrazu do szpital jechać?!
- Już wszystko w porządku. Wiesz może kiedy wychodzę? - zagadnęłam.
- Louis powiedział że dopilnuje by wypuścili cię dopiero wtedy kiedy na pewno wszystko będzie dobrze. - powiedział wesoło.
Że co niby?! Niech sobie nie wyobraża że będę tu leżeć przez kilka dni.
- Li? Mógłbyś przyprowadzić Louisa? - spytałam.
W odpowiedzi kiwnął głową i wyszedł z sali. Po chwili w drzwiach staną Lou. Usiadł na krzesełku zajmowanym dopiero przez Liama.
- Jak się czujesz? Mam nadzieję że już lepiej, ale nadal jesteś blada.
- Dobrze ale mogło być lepiej. Dla twojej wiadomości nie zostaję w tym więzieniu. I dziś wracam do domu. - warknęłam.
Sztyn przypatrywał mi się z szeroko otwartymi oczami.
- Victoria, nie możesz tak sobie wyjść! - krzyknął.
Ohhh niech nie prawi mi teraz morałów.
- Owszem mogę. I zrobię to nawet teraz! - wydarłam się, wciskając czerwony guzik który miał na celu przywołanie lekarza.
- Vic ja cię ostrzegam. Będziesz żałować swojej decyzji. - powiedział nieco spokojniejszym tonem.
Nie zdążyłam powiedzieć nic Louisowi, bo do sali wparował siwy męszczyzna po 50-siątce. Zapewne był to lekarz.
- Czego pani chciał? - zapytał chamskim głosem.
- Chcę mojego wypisu. I to jak najszybciej! - powiedziałam chłodno.
Lekarz popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Ale nie jest pani w najlepszym stanie. - odezwał się powoli.
Śmieszny jest ten cały doktor. Nie zostanę tu i koniec!
- Nie obchodzi mnie to. Chcę jak najszybciej mój wypis. Lou możesz zawołać Liama? - zwróciłam się do szatyna.
Rzucił coś w stylu 'jasne' i wyszedł. Siwy facet również opuścił pomieszczenie, by przygotować wypis.
Leżałam w samotności przemyślając całą tą sytuację. Nie powinnam się wydzierać na Lou, ale to moje życie i nie będzie za mnie wybierać.
Mój wzrok padł na wejście do pokoju. Satało w nich dwoje moich znajomych. W skrócie mówiąc Liam i Louis.
- Li odwieziesz mnie do domu? - zwróciłam się do wyższego z nich.
- Sorry, ale nie mogę. - uśmiechnął się lekko i bez przekonania, wskazując na szatyna.
Louis uśmiechnął się złośliwe pokazując że to on wygrał.
- Louis! Ty idioto! Jak mogłeś?! Przecież wiesz że tu nie zostanę!
Może Loui nie wiedział o mojej panicznej fobi przed szpitalem. Ale wiedział to że nie chcę tu zostać.
- Ostrzegałem że cię stąd tak łatwo nie wypuszczę? Ja nie rzucam słów na wiatr kochana! - zawołał triumfalnie.
Oczami Louisa
Widząc zmęczona twarz Victorii postanowiliśmy z Liamem wyjść na korytarz. Podeszliśmy do reszty zespołu i opadliśmy na plastikowe krzesełka.
- I jak z nią? - zapytał wkońcu Zayn.
- Obudziła się, ale rozmawiałem z lekarzem mówi że kiedyś miała poważny uraz głowy a teraz są powikłania. - westchnęłem.
Wpatrywałem się w podłogę dopóki nie zadzwonił mój telefon. Zrobiłem duże oczy gdy zobaczyłem kto dzwoni.
- Halo?
- Cześć Louis. Myślałam że nie odbierzesz... - usłyszałem w słuchawce.
- Eleanor, nie mogę gadać. Jestem u Victorii w szpitalu.
- A możemy się spotkać? - mruknęła obrazonym tonem.
Nie wiem czy to dobry pomysł... ale może mi wyjaśni o co wtedy chodziło.
- Ok. Za 10 minut w Starbuksie. - zakończyłem rozmowę.
Moi przyjaciele przypatrywali mi się ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy.
- Eleanor dzwoniła? - zaptał z troską w głosie Harry.
- Tak, chce mi wszystko wyjaśnić. Ale ja nie wiem czy umiem jej wybaczyć. - mruknełem. - Jak Vicky poczuje się lepiej to dzwońcie.
Starbucks był blisko więc nie zamawiałem taksówki i przeszłem się spacerkiem.
Wchodząc do kawiarni odszukałem wzoriem Calder. Siedziała przy stoliku który był naszym ulubionym.
- Cześć. O czym chciałaś rozmawiać? - rzuciłem oschle.
- Louis, kochanie...
- Nie mów tak do mnie!
- Ja naprawdę nie chciałam. To był jeden jedyny raz. - tłumaczyła się.
Zaraz pewnie zaraz zacznie ryczeć mi w ramię. Ale ja nie umiem jej wybaczyć. Chciałbym, ale nie mogę.
- Louis, pójdziesz ze mną na zakupy? - spytała zalotnie.
- Ok, muszę kupić kilka rzeczy.
Galeria była dosłownie kilka kroków obok, a w środku byliśmy po paru sekundach.
Przy pierwszym sklepie El znalazła czerwoną sukienkę.
- Ładna? - spytała robiąc minę na jaką mnie namawiała na kupno nowych ubrań.
- Całkiem spoko, jak myślisz spodoba się Victorii? - sytałem by ją zdenerwować.
- CO?! TO DLA NIEJ MNIE ZOSTAWIŁEŚ?! - wolała szatynka.
- Jakbyś zapomniała to ty mnie zdradziła. Sorry muszę już iść do szpitala. - mruknełem i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Louis! Nie zostawiaj mnie dla niej! - krzyczała za mną.
Nie zważając na nic wyszłem z galerii, kierując się w stronę szpitalu. Na korytarzu siedzieli moi przyjaciele i jakaś ładna dziewczyna. Dopiero gdy podszedłem bliżej zobaczyłem że tajemniczą kobietą jest Victoria.
- Vic, natomiast na salę! - wołałem z daleka.
Na moje słowa cała piątka się zaśmiała.
- Victoria miała dobre wyniki, a lekarz stwierdził że jak tak bardzo chce wyjść to może dziś dostać wypis. - wytłumaczył mi Horan, na co odetchnełem z ulgą.
- Masz szczęście! - zwróciłem się do zielonookiej, na co zaśmiała się głośno. - To jak jedziemy świętować? - dodałem.
***
Kolejny beznadziejny post. A dzisiaj znowu mam komunię i rano coś na szybko nabazgrałam i powstało coś takiego. :/
Jak myślicie czy Eleanor da tak łatwo za wygraną? :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz