"Niskie dziewczyna są słodkie, a wysokie seksowne."
- Harry Styles
- Włącz telewizję. Zaraz wystąpimy. - powiedział do słuchawki Li.
Zrobiłam jak kazali. Po chwili na ekranie plazmy pojawiła się wiecznie uśmiechnięta piątka. Usiedli na małej kanapie. Jak oni się tam zmieścili?
Reporterka wyglądała jak typowa wymalowana laska, która leci na nadziane gwiazdy.
- Dzisiaj witamy One Direction! - wykrzkneła a po sali rozniosł się okrzyk radości.
- Może zacznijmy od tego, kiedy zaczniecie nową trasę?
- 18 grudnia, potem wracamy 24 i 28 wracamy do koncertowania. - uśmiechnął się Loui.
Chłopcy zaczęli tłumaczyć jakie miasta kiedy odwiedzą. Zapamiętałam że będzie po Europie i trwać będzie 2 miesiące.
- A może teraz najbardziej nurtujące nas pytanie. - powiedziała ta pusta lalunia. - Kim jest tajemnicza dziewczyna?
Moja opinia o niej spadła gwałtownie jeszcze niżej niż była. Czemu wszyscy chcą wpierdolić mi w MOJE życie?!
- To Victoria. Nasza sąsiadka i przyjaciółka. - powiedzieli niemal jednocześnie.
- A czy to nie przez nią nie rozpadł się wasz związek? - spojrzała na Louisa.
Głupia suka!
- Ohhh, nie chcę pani obrazić, ale niech pani nie udaje głupiej. - rzucił kąśliwie Lou.
No brawo Louis! Tak trzeba!
Mina reporterki wyraźnie zrzedła, więc chłopcy postanowili zakończyć wywiad.
***
Wsiadłam w białego mercedesa, kierując się w stronę Stree Cap. Czyli do mojej nowej pracy. Moja rola to było: zapisywanie zamówień i roznoszenie ich.
- Dzień dobry. Ja dziś miałam zacząć pracę. Jestem Victoria Smith.
Starsza pani przyjrzała mi się dokładnie.
- Tak, zgadza się proszę złożyć ten fartuch i może pani zaczynać. - powiedziała podając mi fartuszek.
Okropnie mi się nudziło, bo za wielkiego ruchu nie było.
Do pomieszczenia weszła ładna blondynka. Była dość niska, i od razu poznałam że dziewczyna będzie pracować w Stree Cap, ponieważ założyła podobny fartuch do mojego.
- Cześć. - zamyślenia wyrwał mnie głos blondynki. - Jestem Stephanie Evans. Chyba nowa jesteś?
- Cześć. Tak od dziś dopiero pracuję. Jestem Victoria Smith. - wyjąkałam.
Po krótkiej rozmowie zaprosiłam niebieskooką, do mnie na kawę.
Ilość klientów zwiększyła się około godziny 15. Na szczęście moja zmiana kończyła się o 16:00. Wykończona dzisiejszym dniem.
Czekanie na Stephanie strasznie mi się dłużyło. Nie wiedziałam co mam zrobić by zabić czas. A może ona mnie wystawiła?
Moje obawy rozwił dzwonek do drzwi. Na pewno nie byli to One Direction. Ta urocza grupa idiotów chyba nadal nie wie do czego służy ten przycisk koło drzwi.
Tak jak się spowiedziałam była to Stephanie.
- Cześć. - przywitałam się. - Wejdź.
Blondynka wykonała moje polecenie i po chwili siedziała na kanapie. Teraz dopiero mogłam się przyjrzeć dziewczynie. Wysoka, niebieskokoa i do tego blondynka. Napewno już ją gdzieś widziałam!
- Od dawna mieszkasz sama? - spytała nagle.
- Nie. Niedawno skończyłam 18 lat i wyrowadziłam się od rodziców bo nie dogadywaliśmy się najlepiej.
- Kłamiesz. - zwróciła się spokojnie.
Nie wiedziałam o co chodzi dziewczynie. Już wiem! Ale to nie możliwe...
- Stephanie, czy to naprawdę ty? - wyjęczałam.
- Już myślałam że nigdy się nie domyślisz!
Po tych słowach przytuliłśmy się mocno.
Stephanie była moją najlepsza i jedyna przyjciółka z sierocińca. Wyszła kilka miesięcy przede mną. Podobno wyjechała do Ameryki.
- Gdzie się podziewałaś? - spytałam.
- Byłam w LA, jednak tęskniłam za Londynem więc wróciłam.
Dosłownie gdy Stef skończyła mówić do domu wszedł Louis. Oh, najpierw nie wiedzą jak korzystać z dzwonka, a teraz wchodzą bez pukania!
- O Boże czy to Louis Tomlinson? - pisneła Stephanie.
Szatyn zaśmiał się cicho.
- Taaa, we własnej osobie. - powiedział.
Stef patrzyła w niego jak na święty obrazek. Owszem Lou jest przystojny. Nawet bardzo. Ale żeby tak reagować? I to jeszcze w jego obecności!
- Sorry Vicky że przeszkadzam, ale nie odbierałaś telefonu... Chciałem zapytać czy idziemy jutro gdzieś razem? - zapytał.
- Oczywiście! Jutro uzgodnimy szczegóły.
- Do jutra! - porzegnał się i wyszedł.
Stephanie przypatrywała mi się z otwartymi ustami.
- Czy ty właśnie umówiłas się na randkę z tym Louisem Tomlinsonem?! - wykrzykneła zaskoczona.
Która to już osoba która myśli że romansuje z Lou?!
- Jak się okazało chłopaki są moimi sąsiadami, i ostatnio spędzamy razem trochę czasu. Jako że Tommo jest najsympatyczniejszy, dlatego polubiliśmy się trochę.
- Chyba teraz będę Cię częściej odwiedzała. - zaśmiała się. - Vic, ja już będę lecieć. Do zobaczenia.
Znowu zostałam sama... Nienawidzę tego....
***
- Halo! Wstajemy! - obudził mnie czyjś krzyk.
Otworzyłam niechętnie oczy. Pierwsze co zobaczyłam były to piękne niebieskie oczy. Zapewne należały do Louisa.
- Lou! Co ty tu robisz?!
- No co mieliśmy gdzieś iść razem. - zwrócił się do mnie.
- Ale nie tak wcześnie. - westchnełam. On naprawdę czasami nie używa mózgu.
Szybko poszłam do łazienki wziąść szybki prysznic. Miałam jeszcze ogromną ochotę pospać jeszcze godzinę, jednak ten idiota to zepsuł. Ale za bardzo go lubię by się na niego gniewać.
- Louis! Coś ty narobiłeś?! - zawołałam wchodząc do kuchni.
- Ohhh... Próbowałem przygotować tą przyszną sałatkę owocową. - zmieszał się.
Jeśli owoce porozrzucane po całym stole i wylany sos to robienie sałatki to faktycznie próbował.
- Ale to się nie tak robi. - jęknełam, biorąc się za sałatkę.
Skończyłam ją w 5 minut. Położyłam ją na stole wołając Louisa który włączył sobie TV. Czasami myślę że chłopaki czują się u mnie jak u siebie w domu. Trochę to takie dziwne.
- A tak wogule to jak weszłeś do mnie? - zapytałam.
- Zostawiłaś u nas klucze. No wiesz, postanowiłem skorzystać. - zaśmiał się.
Nigdy więcej nie będę u nich piła!
- Louis! Mogłeś mi je oddać. A gdzie chciałeś dziś iść?
Szatyn zastanawiał się co powiedzieć.
- Może posiedzimy u nas a potem zrobimy imprezę? - uśmiechnął się łozuzersko.
Cholera! Przed chwilą obiecałam sobie nie pić u nich. A teraz co? Nie odmówie mu, przecież...
- Skoro już tak nalegasz. - również się zaśmiałam.
W spokoju dokończylismy śniadanie, ubraliśmy się w kurtki i weszliśmy do sąsiedniej furtki.
Zdziwił mnie fakt że One Direction ma swój własny ogródek, na tyłach willi. Pewnie zatrudnili jakiegoś ogrodnika.
Z wejściem do środka mieliśmy pewne problemy. Okazało się że drzwi były zamknięte a Louis nie miał klucza. Ostatecznie weszliśmy przez okno na parterze.
- Louis a gdzie reszta chłopaków? - dopiero zorientowała się za nie ma ich w domu.
- To nie możliwe! Powiedzieli by mi!
- No to jak widać się przeliczyłeś. - zaśmiałam się.
Zrobił minę szczeniaka który nie dostał jedzenia. Dodawało mu to trochę chłopięcego uroku.
Wszystko było w porządku aż do momentu w którym moją czaszkę przeszył okropny ból. Nasilał się z sekundy na sekundę.
- Lou mogę się położyć u ciebie w pokoju? Głowa mi pęka. - jęknełm.
- Oczywiście! Chodź. - pokazał gestem ręki.
Wstałam i już miałam wykonać pierwszy krok w kierunku Louisa, gdy poczułam że powieki opadają luźno na oczy. Upadłam.
- Vic! Victoria! Co się dzieje?! - zdążyłam usłyszeć spanikowany głos Louisa.
***
Ogólnie to beznadziejny, krótki i jeszcze dawno nie było posta. Mam trochę usprawiedliwienia...
W piątek miałam testy sprawnościowe i byłam bardzo zmęczona.
Sobota - urodziny koleżanki.
A niedziela? Komunia...
Także przepraszam. ;ddd
Reporterka wyglądała jak typowa wymalowana laska, która leci na nadziane gwiazdy.
- Dzisiaj witamy One Direction! - wykrzkneła a po sali rozniosł się okrzyk radości.
- Może zacznijmy od tego, kiedy zaczniecie nową trasę?
- 18 grudnia, potem wracamy 24 i 28 wracamy do koncertowania. - uśmiechnął się Loui.
Chłopcy zaczęli tłumaczyć jakie miasta kiedy odwiedzą. Zapamiętałam że będzie po Europie i trwać będzie 2 miesiące.
- A może teraz najbardziej nurtujące nas pytanie. - powiedziała ta pusta lalunia. - Kim jest tajemnicza dziewczyna?
Moja opinia o niej spadła gwałtownie jeszcze niżej niż była. Czemu wszyscy chcą wpierdolić mi w MOJE życie?!
- To Victoria. Nasza sąsiadka i przyjaciółka. - powiedzieli niemal jednocześnie.
- A czy to nie przez nią nie rozpadł się wasz związek? - spojrzała na Louisa.
Głupia suka!
- Ohhh, nie chcę pani obrazić, ale niech pani nie udaje głupiej. - rzucił kąśliwie Lou.
No brawo Louis! Tak trzeba!
Mina reporterki wyraźnie zrzedła, więc chłopcy postanowili zakończyć wywiad.
***
Wsiadłam w białego mercedesa, kierując się w stronę Stree Cap. Czyli do mojej nowej pracy. Moja rola to było: zapisywanie zamówień i roznoszenie ich.
- Dzień dobry. Ja dziś miałam zacząć pracę. Jestem Victoria Smith.
Starsza pani przyjrzała mi się dokładnie.
- Tak, zgadza się proszę złożyć ten fartuch i może pani zaczynać. - powiedziała podając mi fartuszek.
Okropnie mi się nudziło, bo za wielkiego ruchu nie było.
Do pomieszczenia weszła ładna blondynka. Była dość niska, i od razu poznałam że dziewczyna będzie pracować w Stree Cap, ponieważ założyła podobny fartuch do mojego.
- Cześć. - zamyślenia wyrwał mnie głos blondynki. - Jestem Stephanie Evans. Chyba nowa jesteś?
- Cześć. Tak od dziś dopiero pracuję. Jestem Victoria Smith. - wyjąkałam.
Po krótkiej rozmowie zaprosiłam niebieskooką, do mnie na kawę.
Ilość klientów zwiększyła się około godziny 15. Na szczęście moja zmiana kończyła się o 16:00. Wykończona dzisiejszym dniem.
Czekanie na Stephanie strasznie mi się dłużyło. Nie wiedziałam co mam zrobić by zabić czas. A może ona mnie wystawiła?
Moje obawy rozwił dzwonek do drzwi. Na pewno nie byli to One Direction. Ta urocza grupa idiotów chyba nadal nie wie do czego służy ten przycisk koło drzwi.
Tak jak się spowiedziałam była to Stephanie.
- Cześć. - przywitałam się. - Wejdź.
Blondynka wykonała moje polecenie i po chwili siedziała na kanapie. Teraz dopiero mogłam się przyjrzeć dziewczynie. Wysoka, niebieskokoa i do tego blondynka. Napewno już ją gdzieś widziałam!
- Od dawna mieszkasz sama? - spytała nagle.
- Nie. Niedawno skończyłam 18 lat i wyrowadziłam się od rodziców bo nie dogadywaliśmy się najlepiej.
- Kłamiesz. - zwróciła się spokojnie.
Nie wiedziałam o co chodzi dziewczynie. Już wiem! Ale to nie możliwe...
- Stephanie, czy to naprawdę ty? - wyjęczałam.
- Już myślałam że nigdy się nie domyślisz!
Po tych słowach przytuliłśmy się mocno.
Stephanie była moją najlepsza i jedyna przyjciółka z sierocińca. Wyszła kilka miesięcy przede mną. Podobno wyjechała do Ameryki.
- Gdzie się podziewałaś? - spytałam.
- Byłam w LA, jednak tęskniłam za Londynem więc wróciłam.
Dosłownie gdy Stef skończyła mówić do domu wszedł Louis. Oh, najpierw nie wiedzą jak korzystać z dzwonka, a teraz wchodzą bez pukania!
- O Boże czy to Louis Tomlinson? - pisneła Stephanie.
Szatyn zaśmiał się cicho.
- Taaa, we własnej osobie. - powiedział.
Stef patrzyła w niego jak na święty obrazek. Owszem Lou jest przystojny. Nawet bardzo. Ale żeby tak reagować? I to jeszcze w jego obecności!
- Sorry Vicky że przeszkadzam, ale nie odbierałaś telefonu... Chciałem zapytać czy idziemy jutro gdzieś razem? - zapytał.
- Oczywiście! Jutro uzgodnimy szczegóły.
- Do jutra! - porzegnał się i wyszedł.
Stephanie przypatrywała mi się z otwartymi ustami.
- Czy ty właśnie umówiłas się na randkę z tym Louisem Tomlinsonem?! - wykrzykneła zaskoczona.
Która to już osoba która myśli że romansuje z Lou?!
- Jak się okazało chłopaki są moimi sąsiadami, i ostatnio spędzamy razem trochę czasu. Jako że Tommo jest najsympatyczniejszy, dlatego polubiliśmy się trochę.
- Chyba teraz będę Cię częściej odwiedzała. - zaśmiała się. - Vic, ja już będę lecieć. Do zobaczenia.
Znowu zostałam sama... Nienawidzę tego....
***
- Halo! Wstajemy! - obudził mnie czyjś krzyk.
Otworzyłam niechętnie oczy. Pierwsze co zobaczyłam były to piękne niebieskie oczy. Zapewne należały do Louisa.
- Lou! Co ty tu robisz?!
- No co mieliśmy gdzieś iść razem. - zwrócił się do mnie.
- Ale nie tak wcześnie. - westchnełam. On naprawdę czasami nie używa mózgu.
Szybko poszłam do łazienki wziąść szybki prysznic. Miałam jeszcze ogromną ochotę pospać jeszcze godzinę, jednak ten idiota to zepsuł. Ale za bardzo go lubię by się na niego gniewać.
- Louis! Coś ty narobiłeś?! - zawołałam wchodząc do kuchni.
- Ohhh... Próbowałem przygotować tą przyszną sałatkę owocową. - zmieszał się.
Jeśli owoce porozrzucane po całym stole i wylany sos to robienie sałatki to faktycznie próbował.
- Ale to się nie tak robi. - jęknełam, biorąc się za sałatkę.
Skończyłam ją w 5 minut. Położyłam ją na stole wołając Louisa który włączył sobie TV. Czasami myślę że chłopaki czują się u mnie jak u siebie w domu. Trochę to takie dziwne.
- A tak wogule to jak weszłeś do mnie? - zapytałam.
- Zostawiłaś u nas klucze. No wiesz, postanowiłem skorzystać. - zaśmiał się.
Nigdy więcej nie będę u nich piła!
- Louis! Mogłeś mi je oddać. A gdzie chciałeś dziś iść?
Szatyn zastanawiał się co powiedzieć.
- Może posiedzimy u nas a potem zrobimy imprezę? - uśmiechnął się łozuzersko.
Cholera! Przed chwilą obiecałam sobie nie pić u nich. A teraz co? Nie odmówie mu, przecież...
- Skoro już tak nalegasz. - również się zaśmiałam.
W spokoju dokończylismy śniadanie, ubraliśmy się w kurtki i weszliśmy do sąsiedniej furtki.
Zdziwił mnie fakt że One Direction ma swój własny ogródek, na tyłach willi. Pewnie zatrudnili jakiegoś ogrodnika.
Z wejściem do środka mieliśmy pewne problemy. Okazało się że drzwi były zamknięte a Louis nie miał klucza. Ostatecznie weszliśmy przez okno na parterze.
- Louis a gdzie reszta chłopaków? - dopiero zorientowała się za nie ma ich w domu.
- To nie możliwe! Powiedzieli by mi!
- No to jak widać się przeliczyłeś. - zaśmiałam się.
Zrobił minę szczeniaka który nie dostał jedzenia. Dodawało mu to trochę chłopięcego uroku.
Wszystko było w porządku aż do momentu w którym moją czaszkę przeszył okropny ból. Nasilał się z sekundy na sekundę.
- Lou mogę się położyć u ciebie w pokoju? Głowa mi pęka. - jęknełm.
- Oczywiście! Chodź. - pokazał gestem ręki.
Wstałam i już miałam wykonać pierwszy krok w kierunku Louisa, gdy poczułam że powieki opadają luźno na oczy. Upadłam.
- Vic! Victoria! Co się dzieje?! - zdążyłam usłyszeć spanikowany głos Louisa.
***
Ogólnie to beznadziejny, krótki i jeszcze dawno nie było posta. Mam trochę usprawiedliwienia...
W piątek miałam testy sprawnościowe i byłam bardzo zmęczona.
Sobota - urodziny koleżanki.
A niedziela? Komunia...
Także przepraszam. ;ddd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz